wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział XI

 Hanna siedziała nad brzegiem jeziora opatulając się kurtką. Zima idzie. Wiatr tańczył w powietrzu wyczyniając to coraz dziwniejsze akrobacje, raz po raz zacinając w twarz młodej puchonki. Hannie jednak to nie przeszkadzało. Zamknęła oczy i wystawiła twarz w stronę wiatru. Chciała móc nie myśleć o niczym. Takie błogosławieństwo. A może przekleństwo? Sama już nie wiedziała. Była zagubiona w swoim pokrętnym życiu.
Przemyślenia dziewczyny były tak intensywne, że nie zwróciła nawet uwagi gdy podmiot jej rozmyślań usiadł tuż obok niej.
-O czym tak myślisz?-zaczął niepewnie
Tak jak się spodziewał Hann pisnęła cicho i złapała się za serce
-Musisz mnie straszyć?-powiedziała z wyrzutem odgarniając przy tym grzywkę z czoła i nakręcając kosmyk włosów na palec.
Cedrik uśmiechnął się zadowolony z tego, że udało mu się ją przestraszyć. Chociaż tak naprawdę o wiele szerszy uśmiech rozkwitnął w jego sercu, gdy zobaczył ten drobny gest wykonany przez Hann. Zawsze bawiła się kosmykami gdy czuła się swobodnie albo nad czymś intensywnie myślała. Nagle zapragnął dotknąć jej jedwabistych włosów. Przywrócić te cudowne wspomnienia. Zatopić się w jej cudownym zapachu. Odurzyć się i nie myśleć o tym co będzie dalej. I wtedy to się stało...
Podniósł rękę i wyciągnął ją powoli w stronę dziewczyny. Jeszcze trochę... troszeczkę i znowu będzie mógł znaleźć się w tej bajkowej krainie łagodności i spokoju...
W tym momencie oprzytomnienie spadło na niego jak kubeł zimnej wody. Cofnął szybko rękę i udał, że drapie się po głowie. Spojrzał w stronę jeziora by nie mogła dostrzec pokaźnego rumieńca, który wpłynął na jego młodą twarz.
Hann jednak dostrzegła ten gest. Czuła, że nie powinna. Że musi to przerwać, ale nie potrafiła... Była wściekła na samą siebie, że poddaje się emocjom, że robią z nią co chcą. I wtedy się skończyło. Ręka chłopaka znalazła się na jego głowie a nie na jej, a on sam bardzo zgrabnie zaczął udawać, że coś w oddali bardzo go zaciekawiło. I znowu te uczucia... Wykończą mnie. Jednak tym razem to było co innego. I to było o wiele gorsze. Bo to było najzwyklejsze rozczarowanie. Chciała żeby coś się stało. A nie powinna tego czuć. Hanna również odwróciła głowę ale po to by nie zauważył zbierających się w jej oczach łez.Otarła je szybko rękawem i odwróciła się z powrotem do Cedrika. Jednak kolejne rozczarowanie. Jego już nie było. Zniknął. Poszedł sobie tak bez słowa wyjaśnienia. Gorzkie łzy spłynęły po jej pięknej twarzy. Lecz tym razem ich nie hamowała. Mała chwila słabości jest potrzebna każdemu...
~*~
 Jednak Cedrik był innego zdania. Gdy tylko dostrzegł, że Hann odwraca głowę zrozumiał, że widziała co chciał zrobić. Poczuł wstyd. Pozwolił sobie na słabość w jej towarzystwie. Nie chciał tego. Nie mógł. Musiał to skończyć. Wstał i poszedł w stronę zamku wciąż zły na siebie za to, że okazał w jej towarzystwie tyle uczuć. Chociaż z drugiej strony jak nie w jej towarzystwie to w czyim? Nie, nie, nie! Jeżeli będzie podchodził do sprawy w ten sposób to nigdy się nie pozbiera. Ostatnio zaczął mieć nawet wątpliwości co do tego czy ją kocha... Bo czy w ten sposób zachowują się ludzie, którzy się kochają?! A jak właściwie zachowują się ludzie, którzy się kochają?...
~*~
Hanna pozbierała się i poszła powoli w stronę zamku. Nie ma co dobrze jej idzie wpasowywanie się w rolę przyjaciółki Cedrika. Ofukała w myślach samą siebie i skierowała się w stronę wieży Gryffindoru. Bo dlaczego by nie? Jest wolnym człowiekiem może robić co chce! Co ona wygaduje?! Abbot czy zaczęłaś się kłócić z własnym rozumem? Ty nigdy nie byłaś normalna ale teraz na serio sama sobie wyznaczasz drogę do wariatkowa. Powoli nie myśląc już o Cedzie przeszła przez dziurę pod obrazem i wkroczyła do pokoju wspólnego Gryfonów. Jej wzrok zawisł na kanapie gdzie Ginny Weasley była opatrywana przez Harry'ego i Hermionę!
-Co jej się stało?!-spytała dziewczyna podbiegając do przyjaciół
Hermiona streściła to co opowiedział jej Cedrik po tym jak przyniósł Rudowłosą do wieży. Zaskoczona Hanna natychmiast wzięła się za pomoc w doprowadzaniu Ginn do stanu używalności.
Jednak jej głowę zaprzątały zupełnie inne myśli. Dlaczego on jej nic nie powiedział? Może nie chciał? Albo nie zdążył? Trzeba przyznać, że ich dzisiejsza rozmowa nie należała do najdłuższych. Raczej oparła się na niemym okazywaniu uczuć. Zdecydowanie za dużo myślę! Koniec z tym.
Hann nie wyznaczyła sobie prostego zadania ale starała się oczyścić umysł chociaż na te kilka chwil. Skupiła się na obmywaniu rąk Ginny. To było teraz o wiele ważniejsze.
~*~
Cedrik wbiegł do zamku i zamarł. Nie może okazywać uczuć. Jest mężczyzną do cholery! Usiadł na postumencie niedaleko wejścia do lochów. Musiał ochłonąć. Postanowił udać się w stronę Wielkiej Sali. Nie miał pojęcia dlaczego akurat tam. Chciał pójść dokądkolwiek. Byleby nie musiał odpowiadać na pytania. Jednak zanim trafił chociaż na główny korytarz prowadzący do Wielkiej Sali usłyszał odgłos tłuczonego szkła a później przeraźliwy rozdzierający powietrze krzyk...
~*~
Krótko bo krótko ale mimo wszystko to już drugi rozdział w tym miesiącu ;) Nic szczególnego się nie działo ale rozdział jest! I misie pysie moje drogie nie kłamczyć mnie tu proszę bo widzę, że na mojego bloga wchodzą ludzie. I miło by było gdyby to nie były duchy i nie przelatywały przez mojego bloga bez żadnego śladu. Dlatego zrobimy tak:
NASTĘPNY ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ DOPIERO GDY POD TYM ROZDZIAŁEM BĘDĄ CO NAJMNIEJ DWA KOMENTARZE!
To tyle z mojego kazania miłego dnia. Pozdrowionka!
~Bellatrix Lestrange~

niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział X

 Balanga w pokoju wspólnym domu lwa trwałaby do białego rana gdyby nie opiekunka Gryffindoru, która koło godziny trzeciej zrobiła awanturę i wysłała wszystkich do łóżek. Hanna wracając do swojego dormitorium wciąż rozmyślała nad zaistniałą sytuacją. Ponad pół roku temu widziała mnóstwo razy Cedrika i Cho razem, którzy nie dość, że się całowali to robili także dużo innych mniej cenzuralnych rzeczy. Nie czuła się z tym dobrze to prawda ale teraz gdy zobaczyła ich w objęciach poczuła się jakby bardzo powoli i statecznie jej na nowo budowany świat runął. A najgorsze było to,  że nie mogła odszyfrować dlaczego... "Dobrze wiesz kretynko dlaczego! Ty go nadal koch..." Nie! Nie! Nie! Nie mogła tak myśleć! Przypomniały jej się piękne czasy gdy była przyjaciółką Cedrika. A później zaczęła do niego pałać tym bezsensownym uczuciem i wszystko co piękne się skończyło...
 Nagle w głowie Hann zaświtała pewna myśl. Jest jedna osoba, która jest tak blisko jej spraw sercowych jak nikt. Musi się z nią jak najszybciej skontaktować! I natychmiast pobiegła do sowiarni. Przywitała się z Monkey po czym usiadła pod oknem i zabrała się za pisanie najdłuższego listu w swoim życiu opisując w nim każdy dzień i swoje uczucia od rozpoczęcia roku szkolnego. Opisała dokładnie wszystko począwszy od przyjazdu, sytuacji z Ernim, zerwania a kończąc na pierwszym zadaniu i pocałunku... O piątej wstała. Rozmasowała stwardniałe kości i wysłała sówkę z listem zaadresowanym do jej chrzestnej matki w bazie aurorów... Mimo późnej godziny nie chciało się jej spać więc udała się na spacer. Nocna przechadzka przy chłodnych promieniach księżyca znacząco złagodziła jej nerwy...
~*~
 Cedrik obudził się w swoim łóżku w znakomitym nastroju. Miał za sobą już pierwsze zadanie śmiercionośnego turnieju. Całkowicie zapomniał o rozmowie z Hanną. Ogarnął się i zbiegł do Wielkiej Sali na śniadanie. Przywitał się ze swoimi przyjaciółmi i jak gdyby nigdy nic usiadł obok Rogera i Franka. Warto dodać w tym miejscu, że znana nam grupka najlepszych przyjaciół siedziała przy jednym stole by móc przez cały gadać. Hann nie przyszła na śniadanie jednak zaaferowany chłopak tego nie zauważył. Po skończonym posiłku Cedrik poszedł na spacer na błonia. Jednak spokój nie był mu dany. Niedaleko od dziedzińca zauważył grupę ślizgonów, wokół, których zebrał się nieduży tłum. Poszedł w ich stronę i zauważył, że każda z tamtych osób ma przypięte do koszuli coś w rodzaju przypinki. Gdy był już niedaleko dostrzegł znajomą twarz... To Ginny próbowała bić Dracona Malfoya jednak ten był mimo wszystko silniejszy i mogło się to skończyć tragicznie... Cedrik natychmiast zaczął biec. Dorwał się do Malfoya i odepchnął go tak, że ten upadł na ziemię a sam chłopak zasłonił Ginny własnym ciałem.
-O co chodzi?! - Zapytał dziewczynę łapiąc ją za przedramiona, dopiero teraz dostrzegł, że ma policzki całe we łzach a z jej wargi cieknie krew - Co oni ci zrobili?!
-Nie...-wyjąkała Ginny- Oni... oni...
Cedrik pojął, że nie dowie się niczego od rudowłosej, jednak był wściekły, że ten gad doprowadził ją do tego stanu. Puścił Ginny i obrócił się do Malfoya, który już wstał i w tym momencie otrzepywał sobie szatę. Złapał go za koszulę jak nic nie wartego kociaka.
-Co jej zrobiliście?!-wrzasnął ślizgonowi w twarz-Gadaj?!
Jednak zanim dostał odpowiedź zauważył, że na jego szacie doczepiona jest przypinka z napisem "Potter cuchnie" co chwila zmieniająca się na napis "Kibicuj Cedrikowi Diggory'emu". Chłopak był dosyć zdezorientowany. Puścił Malfoya. Cedrik zaczął się pogardliwie uśmiechać.
-Myślałeś, że wkupisz się w łaski?-zapytał robiąc małe kroki w kierunku Dracona-Naiwny jesteś...
Następna scena potoczyła się niesamowicie szybko. Cedrik walnął go z całej siły w brzuch.
-To za obrażanie mojego przyjaciela-powiedział-A to za Ginny-dodał uderzając go jeszcze raz.
Wstał i z obrzydzeniem zerknął na arystokratę jak na jakiegoś robaka. Odwrócił się i popatrzył Ginny w oczy.
-Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.-Powiedział po czym przytulił zapłakaną dziewczynę. Wziął ją na ręce i zaniósł do wieży Gryffindoru.
-O matko kochana, Ginny!
Usłyszał zaraz po wejściu. Sekundę później przerażona Hermiona Granger szła obok nich trzymając przyjaciółkę za rękę. Pomogła Cedrikowi położyć dziewczynę na kanapie w pokoju wspólnym.
-Pobiegnę po Harry'ego!-zawołała Hermiona gdy już przykryła rudowłosą leżącym na oparciu kanapy kocem
Cedrik usiadł na pufie obok kanapy i odgarnął kosmyk włosów z czoła przyjaciółki po czym złapał ją za rękę.
-Jak oni mogli... to... to...-łkała dziewczyna
-Ćśśś... wszystko będzie dobrze...-uspokoił jej skołotane nerwy chłopak głaszcząc ją przy tym po głowie.
Następne kilka sekund utonęło w rumorze zbiegających po schodach Harry'ego, Franka i Hermiony. Wybraniec natychmiast podbiegł do swojej dziewczyny i uklęknął obok niej. Cedrik odsunął się od niej pośpiesznie wkładając dłonie do kieszeni swojej bluzy. Ginny natychmiast przytuliła się do ukochanego chowając twarz w jego szyi.
-O co chodzi?- zapytał zdezorientowany chłopak
Cedrik opowiedział mu wszystko począwszy od tego jak wyszedł na błonia a kończąc na tym jak szedł po korytarzach Hogwartu niosąc Ginny na rękach. Harry serdecznie podziękował przyjacielowi i razem z Hermioną zajął się obmywaniem twarzy rudowłosej z brudu, łez i krwi. Frank w tym czasie pobiegł "porozmawiać" z Malfoyem. Cedrik uznał, że nie będzie im już przeszkadzał i postanowił mimo wszystko spędzić czas na dworze. Wolnym krokiem udał się w stronę jeziora. Z oddali ujrzał już dobrze znaną mu sylwetkę i długie złote włosy...
~*~
Hanna zdecydowała się wziąć trochę jedzenia ze szkolnej kuchni by nie umrzeć z głodu. Udała się do biblioteki by tam spędzić czas. Niestety pierwszą osobą jaką zobaczyła był Ernie Macmillan. Udała, że patrzy w drugą stronę i poszła w inny koniec pomieszczenia. Pech chciał, że siedziała tam Cho Chang.
-Ooo witaj dawno cię nie widziałam-zaczęła chinka
-Nie chcę z tobą rozmawiać...
-Ojej jakie to smutne. Ale wiesz ja chcę ci tylko przekazać wiadomość, że masz nie zbliżać się do mojego chłopaka, zrozumiano?!
-Że niby kogo?
-Pfff... Jaka ty jesteś durna-odparła Cho kładąc dłoń na półce za dziewczyną tym samym przygważdżając Hann do biblioteczki-Oczywiście chodzi mi o Cedrika!
-Przecież wy nie jesteście parą!
- No popatrz jakie to życie dziwne-dodała udając zatroskanie-niby cię nie lubię a jednak uznałam, że ty jako pierwsza dowiesz się o tej cudownej nowinie.
-Kłamiesz!-wycedziła przez zęby Hanna po czym odepchnęła od siebie dziewczynę i wybiegła z biblioteki.
Usiadła na murku przed szkołą i wzięła kilka głębokich oddechów. To nie mogła być prawda! Udała się tam gdzie zawsze najlepiej jej nerwy się koiły. Nad jezioro...
~*~
Nie dość że spóźniłam się dwa miesiące to jeszcze rozdział dramatycznie krótki :( Ale nie mogę tego tak zostawić po prostu nie mogę!  Nie chcę Wam niczego obiecywać ale postaram się poprawić. Moja życiowa sytuacja nie jest łatwa ale tego bloga nie porzucę. To jedno mogę Wam obiecać...
Bellatrix

sobota, 2 sierpnia 2014

Coś tam o mnie

Podobno ludzie chętniej czytają blogi gdy wiedzą coś o autorze. No cóż mam szansę się przekonać więc zaserwuję Wam kilka faktów z mojego życia :P
1. Mam piętnaście lat i po wakacjach idę do trzeciej klasy gimnazjum
2. Od dziewięciu lat jestem harcerką ZHP i jest to znaczna część mojego życia ^^
3. Uczę się grać na gitarze i cierpię na pewną chorobę, której skutki objawiają się w sposób dość typowy dla harcerzy czyli cały czas śpiewam :P
4. Jak już kiedyś pisałam jestem umysłem ścisłym i zadziwia mnie to jak wielką radość daje mi pisanie tego bloga
5. Jestem stu procentową chłopczycą
6. Mam dwóch starszych braci i życie w tym domu to istny survival :P
7. Mój pokój i ubrania są tylko i wyłącznie w czarnym kolorze
8. Kocham rock i metal.Najbardziej lubię Pink Floyd i Nightwish
9. Uwielbiam czytać książki i oglądać filmy. Zakochuję się zawsze w najczarniejszym bohaterze fabuły
10. Od czasu do czasu jeżdżę konno
11. Najodważniejszą rzeczą z mojego życia jakiej dokonałam był lot na paralotni ^^
12. Moją drugą wielką pasją zaraz po harcerstwie jest Freestyle Slalom Skating czyli bardzo ogólnie rzecz biorąc figurowa jazda na rolkach
13. Jestem anarchistką i ateistką
14. Mam grono znakomitych przyjaciół
15. Nie umiałabym żyć bez muzyki <3

 No to jak na razie wszystko co przyszło mi do głowy :) Wiem, że już nikt nie odwiedza mojego bloga ale postaram się to nadrobić i bardzo proszę o zostawianie komentarzy nawet anonimowych. to naprawdę wiele znaczy dla autora :)
Pozdrawiam ~Bellatrix Lestrange~

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział IX

 Cedrik przez krótką chwilę wpatrywał się w odgrywającą się przed nim scenę nie ukrywając radości. Na fotelu przy kominku siedział jego przyjaciel Roger Davies i całował się namiętnie ale powoli z Luną Lovegood. Cedrik zrobił kilka kroków w tył i odłożył swoje rzeczy na stolik przy wyjściu po czym wrócił do łuku prowadzącym do salonu. Nonszalancko oparł się o futrynę i chrząknął znacząco szczerząc przy tym zęby. W tym momencie para odskoczyła od siebie i oboje wstali rumieniąc się i patrząc na przyjaciela jakby zobaczyli go po raz pierwszy.
-Bo ja... To jest... Znaczy... My... Tego...
Takie strzępki tłumaczeń dolatywały do uszu Cedrika, który zaczął się cicho śmiać. Zrobił kilka kroków w głąb pokoju. Odchylił się nie znacznie do tyłu, wepchnął kciuki do przednich kieszeni spodni i przerwał ich potok nie składnych słów, wciąż się szczerząc:
-Dobra, dobra. Nie interesuję mnie co Was łączy i dlaczego się migdaliliście o tej porze-mówiąc to zerknął ostentacyjnie na zegar nad kominkiem, który przypomniał o swojej obecności wybijając godzinę drugą w nocy- Bardziej jednak zastanawia mnie czemu robiliście to w pokoju wspólnym mojego domu a nie swojego?
Mówiąc ostatnie zdanie uniósł wysoko jedną brew. Roger przeczesał ręką włosy i dał do zrozumienia Lunie żeby sobie poszła. Dziewczyna chcąc się ulotnić podłapała aluzję i szybkim tempem wyszła z pokoju wspólnego. Roger usiadł na tym samym fotelu, z którego dopiero co wstał i zaczął wpatrywać się w ogień wesoło tańczący w kominku. Cedrik dość zadziwiony takim obrotem sprawy zajął kanapę na przeciwko przyjaciela.
-Chciałem z tobą porozmawiać bo jesteś moim najlepszym przyjacielem-zaczął Roger- ja... Zakochałem się w Lunie i musiałem o tym komuś powiedzieć. Czekałem tu na Ciebie a całkiem niedawno przyszła tu Luna, która szukała mnie po całym Hogwarcie by przekazać mi coś ważnego. Okazało się, że ona też pała do mnie uczuciem więc...
-Nie kończ wiem co było dalej-przerwał mu Cedrik z uśmiechem na twarzy- Czy wszyscy zakochani są tacy ślepi? Wszyscy żeśmy widzieli, że coś do siebie macie a wy sobie utrudnialiście drogę
-No chyba wszyscy są ślepi bo cała szkoła od roku gadała tylko o tym, że bujasz się ze wzajemnością w Hann a wy i tak...
Roger nie dokończył bo zobaczył minę swojego przyjaciela
-Och... Stary przepraszam nie chciałem... to znaczy wiem, że to temat tabu ale jakoś mi się wymsknęło...
-Nie ważne. Muszę się jakoś pozbierać życie toczy się dalej. Zresztą to i tak chyba nie było prawdziwe uczucie... Ale... Właściwie to nieważne. Dobranoc.
Po skończeniu tego monologu Ced udał się do swojego dormitorium a Roger zły na siebie, że tak popsuł atmosferę opuścił pokój wspólny puchonów.
 Młody uczeń Hufflepuffu nie mógł spać więc postanowił nie przymuszać się przed tak ważnym dniem. Przemienił się w pumę i w blasku księżyca okrążył kilka razy jezioro biegnąc jak najszybciej by się zmęczyć. Gdy poczuł, że już brakuje mu sił zanurzył się dla ochłody w jeziorze i wrócił do łóżka.
~*~
 Hanna obudziła się tego dnia bardzo wcześnie. Nie chciała już spać więc dla zabicia czasu rozpakowała swoje rzeczy, do których z powodu wydarzeń nie miała głowy. Zajęła się tym starym mugolskim sposobem by nie było za prosto. Jednak nawet to nie uwolniło jej od zbędnych rozmyśleń. Czuła się tak jakby to wszystko co łączyło ją z Cedrikiem było snem. Tak jakby nic się nie przydarzyło naprawdę. Przez noc doznała takiej refleksji czy to co ją łączyło można było nazwać związkiem? Miała wrażenie, że to było coś takiego jakby ktoś nagrał film z tego jak dwoje ludzi powoli się do siebie zbliża i poznaje po czym puścił w jej życiu tylko, że na trzy razy szybszych obrotach. Rozmyślała jeszcze jakiś czas dopóki jej współlokatorki się nie obudziły. Wtedy ogarnęła do końca swój wygląd i udała się na śniadanie z zamysłem by postarać się wpasować w rolę koleżanki Cedrika...
~*~
Cedrik i Harry jako pierwsi zjawili się w wielkiej sali. Usiedli obok siebie z nietęgimi minami, które mówiły, że ostatnie na co mają ochotę to posiłek przy żartobliwych rozmowach. Chcąc nie chcąc sala zaczęła powoli zapełniać się podekscytowanymi uczniami. Posiłek minął dosyć szybko a przyjaciołom udało się wepchnąć w zawodników trochę jedzenia. Grupka nieodłącznych przyjaciół stała przy wyjściu żegnając się z reprezentantami i życząc im szczęścia. Cedrik poczuł ukłucie zazdrości gdy Ginny na pożegnanie pocałowała Harry'ego. Razem ruszyli do drzwi gdy zatrzymał ich dobrze znany im głos.
-Harry! Cedrik!
Odwrócili się i zobaczyli biegnącą w ich stronę Hannę, której długie blond włosy zgrabnie obijały się o ramiona. Wpadła w objęcia Harry'ego i pożyczyła mu powodzenia, po czym podeszła do swojego ukochanego. Serce zabiło jej szybciej gdy spojrzała w jego zielone tęczówki. Odważyła się na śmielszy ruch i złapała go za ramię.
-Uważaj na siebie-powiedziała i uśmiechnęła się. Gdy ten pokiwał nieznacznie głową odsunęła się i odeszła w stronę przyjaciół.
 Wybrańcy odwrócili się i skierowali swoje kroki do pokoju specjalnie ustawionego dla zawodników zaraz obok areny. Czuli się okropnie jakby ktoś przydzwonił im z całej siły w łeb i teraz słaniali się na nogach. Przyjaciele mieli sobie tyle do powiedzenia ale teraz ich twarze były zielone i czuli, że jakby otworzyli usta to mogło by ich zemdlić. Siedzieli jakiś czas w namiocie razem z Fleur i Krumem dopóki nie przyszedł Ludo Bagman, Pan Crouch i Dumbledore. Objaśnili im iż wylosują teraz miniaturki tego co spotkają na arenie. Pierwsza losowała Fleur. Drżącą ręką wyciągnęła bardzo dokładną figurkę walijskiego smoka zielonego z numerkiem dwa zawieszonym u szyi. Następnie Krum wyciągnął chińskiego ogniomiota z numerem trzy. Teraz przyszła kolej na Cedrika. Włożył dłoń do worka i wyciągnął za ogon szwedzkiego smoka krótkopyskiego z dyndającą u szyi jedynką. Ostatni został Harry. Najmłodszy i szczerze przerażony. Wsadził do worka rękę, na którą wskoczył mu rogogon węgierski z czwórką w zębach. Dostali instrukcje i po pierwszym wystrzale armatnim na chwiejnych nogach z różdżką w dłoni na arenę wyszedł młody Diggory. Zalała go fala radości gdy usłyszał głośny wiwat nawet ze strony trybun zajmowanej przez ślizgonów. I właśnie wtedy ujrzał smoka siedzącego na stosie jaj a pośrodku tej sterty było złote jajo, które mieli za zadanie zdobyć. Atak nastąpił nagle ledwo zdążył się uchylić przed strumieniem ognia skierowanym w jego kierunku. Zaczął biegać i chować się za kamieniami nie świadomy tego, że wybranka jego serca ze strachu zalewa się łzami i wbija sobie paznokcie w policzki. Postanowił wcielić w życie plan obmyślany razem z przyjacielem. Wyskoczył zza sterty gruzu przetransmutował skałę w psa, na którego smok faktycznie zwrócił uwagę. Uradowany trochę za szybko przebiegł w stronę gniazda i wielki gad zauważył ten ruch. Z niezwykłą szybkością obrócił się i posłał w jego stronę strugę ognia przed, którą niestety nie zdążył się uchylić. Dało się usłyszeć odgłos przerażenia dobiegający z trybun ale najbardziej z  całej widowni przerażona była Hanna, która krzyknęła najgłośniej ze wszystkich po czym wstała i dalszy rozwój wydarzeń oglądała na stojąco zasłaniając sobie twarz rękoma. Cedrik odrzucony przez falę gorąca stoczył się po skale i nieźle poobijał sobie kości, czuł też, że smok nieźle go poparzył ale widział już jajo. Dobiegł do gniazda i chwycił swój cel w ramiona. Widownia przywitała taki rozwój wydarzeń głośnym wiwatem a na arenę wpadli zaraz poskramiacze smoków, którzy zapędzili gada z powrotem do klatki. Nastąpiła krótka przerwa podczas, której pani Pomfrey opatrywała pęknięte żebro i poparzoną twarz zawodnika. Cedrik nie ułatwiał pielęgniarce zadania bo rozpierała go energia i cały czas się uśmiechał przez co pomarańczowa maść spływała po napiętych mięśniach twarzy. Gdy niewola już minęła i wszelkiego rodzaju kremy już spełniły swoją rolę bohater został wypuszczony na wolność. Przy trybunach szczęśliwa czekała Hanna, którą również rozpierała radość i energia. Uśmiech na jej twarzy powiększył się jeszcze bardziej gdy poła od namiotu się odsłoniła i wyszedł z niej reprezentant domu borsuka. Hann powoli ruszyła w jego kierunku lecz zanim znalazła się w zasięgu jego wzroku zobaczyła scenę, która zapadła jej na długo w pamięć. Z dzikim piskiem w ramiona jej byłego chłopaka wpadła Cho Chang i zaczęła go całować. Hanna nie mogła na to patrzeć więc odwróciła się i pobiegła z powrotem na trybuny oglądać resztę występów. Siedziała tam i o dziwo nie płakała. Coś jej mówiło, że nie warto...
~*~
 Cedrik uradowany mógł wreszcie wyjść z namiotu szpitalnego. Jeszcze rozpierała go adrenalina i nie wszystkie informacje do niego docierały. Gdy tylko znów ujrzał światło dzienne usłyszał dziki pisk i ujrzał Cho, która rzuciła mu się w ramiona i zaczęła się z nim całować. Przez chwilę oddawał się tej czynności po czym zorientował się co robi. Odepchnął od siebie dziewczynę wręcz brutalnie.
-Co ty robisz?!-krzyknął na nią zły na samego siebie, że wcześniej nie przerwał tej absurdalnej chwili
-No co?! Nie widzisz jaka jestem z ciebie dumna kotku?
-Nie mów tak do mnie!-Cedrik zdenerwował się nie na żarty-Kiedy ty w końcu zrozumiesz, że od mnóstwa czasu nie jesteśmy już parą?!
-Ale ja cię nadal kocham! A poza tym wiem, że chodzi tylko i wyłącznie o tę szmatę Abbot!
Tego chłopak nie wytrzymał podszedł do Krukonki i podniósł nad nią pięść. Przerażona dziewczyna skuliła się oczekując bólu jednak takowego nie zaznała. Cedrik powoli się uspokoił i opuścił rękę po czym bez słowa wyminął dziewczynę i poszedł na widownię. Znalazł miejsce między Frankiem a Rogerem, który tulił do siebie Lunę. Uśmiechnął się. Instynktownie spojrzał w stronę Hann jednak nie zobaczył jej twarzy bo patrzyła tępo w podłogę a twarz zasłoniła kurtyna jej jasnych włosów. Chłopak od razu wyczuł, że coś jest nie tak jednak nie był to odpowiedni moment na pogawędki. Postanowił odłożyć to na później i skupić się na występach innych. Wiktor Krum właśnie w tym momencie złapał jajo i jego pokaz się skończył. Dostał punkty, jego smok został zapędzony do klatki a na arenę wypuszczono Rogogona Węgierskiego. Wystrzał armatni i na pokaz wypuszczony zostaje słynny Harry Potter teraz jego kolej na zaprezentowanie swoich umiejętności. Bystry chłopak wykazał się inteligencją i przywołał swoją miotłę. Z powietrza raz dwa uporał się z wielkim gadem i zdobył dzięki temu najlepszy czas. Zadowoleni przyjaciele wrócili do salonu Gryfonów by świętować przejście pierwszego zadania. Wokół młodego Diggory'iego zapanował taki chaos, że aż zapomniał on o odłożonej "na później" rozmowie. Hanna Abbot nie zapomniała jednak i mimo tego, że udzielała się w zabawach przed oczami wciąż miała obraz Cedrika całującego się z Cho...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i już kolejny rozdział obiecywany, zapomniany ale jednak jest. Wiem, ze straciłam już resztki czytelników co widzę po statystykach ale dopiero niedawno wróciłam do domu bo jestem harcerką i obozy, biwaki i inne sprawy rodzinne, które nie powinny zostać tu wymienione nałożyły się na siebie co odbiło się na blogu. Postanowiłam sobie jednak, ze będę pisała co najmniej jeden rozdział na miesiąc ;) Zauważyłam ciekawą rzecz, że przeczytałam dzisiaj swojego bloga i mnie to zaciekawiło co będzie dalej xD Tym samym usiadłam w końcu na czterech literach i dokończyłam pisanie dawno już zaczętego rozdziału :) Mam nadzieję, że mi wybaczycie ten nietakt i jakoś uda mi się nadrobić lukę w historii ;)
~Bellatrix Lestrange~

niedziela, 1 czerwca 2014

Odbiegając od tematu ;)


Wiem, że sporo blogerek robi coś w stylu "O mnie..." Mnie to osobiście nie urzeka ale czekam na Wasz werdykt czy mam coś takiego zrobić czy nie. To ma się Wam spodobać więc proszę o jasną odpowiedź albo TAK albo NIE. To takie gadanie żeby zapełnić pustkę między rozdziałami ;P Już mówiłam, że rozdział prawie gotowy ;)
A to specjalnie dla Was. Uważam, że jest przepiękne i oglądam to już setny raz :')

sobota, 24 maja 2014

Rozdział VIII

Cedrik obudził się na szczycie wieży astronomicznej. Miał nikłą nadzieję, że to co się wydarzyło było jednym wielkim złudzeniem. Koszmarnym snem, z którego się zaraz wybudzi... Powoli podniósł się z zimnej posadzki i rozmasował sobie nogi. Noc spędzona w zimnie nie wpłynęła dobrze na jego samopoczucie. Bolał go każdy mięsień każda komórka ciała, a najgorsze było to, że nie było spowodowane to nocą spędzoną pod gołym niebem. To był okropny, narastający z każdą chwilą ból. Stracił już matkę. Gdy miał kilka lat zabili ją śmierciożercy. Wychowywał go ojciec.
Amos Diggory był zapatrzony w syna jak w obrazek. Faworyzował go na każdym kroku co bardzo denerwowało Cedrika ale nie mówił o tym ojcu bo wiedział, że ten robi to po to by wypełnić pustkę dziecka po stracie matki. Teraz chłopak czuł ból bardzo podobny do tego gdy dowiedział się w jaki sposób zginęła jego mama. Nie mógł nic na to poradzić. W głębi duszy czuł jednak coś w rodzaju ulgi. Noc spędzona na twardej posadzce dała mu coś w rodzaju brutalnego otrzeźwienia. Powoli postawił pierwsze kroki. Udał się do swojego dormitorium. Starał się unikać pytających spojrzeń, westchnień dziewczyn a także ludzi, którzy gratulowali mu udziału w Turnieju Trójmagicznym. Nie mógł uwierzyć w to, że jeszcze kilka godzin temu ubóstwiał wręcz te pytania. Teraz wydawało mu się to dalekie, odległe jakby żył teraz w ciele kogoś obcego. To uczucie było straszne i nie dawało mu spokoju. Ale czego on się spodziewał? Przecież stracił osobę, którą tak kochał...
~*~
Hann przekręciła się na drugi bok i wbiła wzrok w szafkę. Oglądała ją już milion razy od kilku godzin. Tak, ta noc była dla Hanny całkowicie bezsenna. Obracała się tylko z boku na bok podziwiając co chwila to szafkę to kotarę łóżka. Wiedziała, że zaraz zacznie się śniadanie więc wstała i się ogarnęła. Umyła się, ubrała, umalowała, uczesała... Takie prozaiczne czynności, w które zwykle wkładała sporo uczucia dzisiaj wykonywała mechanicznie. Czuła się jakby była skorupą, jakby jej dusza rozdarła się na milion części i nie mogła ich pozbierać. Była przygotowana na ból ale nie tak silny. Wiedziała jednak, że postąpiła właściwie nie zasługiwała na kogoś takiego jak Cedrik...
Powoli spakowała swoją torbę i zeszła na śniadanie. Chciała usiąść koło Luny, która wiedziała kiedy nie zadawać pytań ale zobaczyła coś takiego co sprawiło, że aż przystanęła. Obok Luny siedział Roger Davies i patrzył jej głęboko w oczy. Hann uśmiechnęła się mimo woli i poszła do stołu Gryfonów gdzie usiadła między Frankiem i Hermioną. Dziewczyny nie zadawały Hann pytań a Frank rozmawiał z Harrym o Turnieju więc Abi uniknęła konieczności udzielania odpowiedzi. Szybko zjadła i udała się na lekcje. Miała jeszcze trochę czasu do zajęć więc postanowiła wrócić do dormitorium i wziąć inne pióro. Już miała wchodzić na schody gdy zobaczyła coś co wmurowało ją w ziemię. Piętro wyżej po schodach schodził On... Podniósł głowę i ich spojrzenia się spotkały. On też się zatrzymał. Przez jakiś czas patrzyli sobie w oczy. Mogło się wydawać, że powietrze wokół nich stężało i przybrało temperaturę bliską zeru. Ile czasu minęło? Tego nikt nie wie. Może sekunda, może minuta, może godzina? W końcu Hann się ocknęła. Nie spuszczając wzroku zrobiła kilka kroków do tyłu i pobiegła w boczny korytarz. Cedrik został na schodach wpatrując się wciąż w miejsce, w którym zniknęła jego ukochana. Stał tak jeszcze kilka minut.
-Ced?-z transu wybudził go głos Franka-Wszystko w porządku?
-Tak, tak...-odpowiedział niepewnie
-Dla wszystkich to jest trudne ale musimy to przetrwać-to z całą pewnością był głos Harrego. Podniósł głowę i zobaczył, że otaczają go jego wszyscy przyjaciele. Bez słowa wyminął chłopaków i poszedł na błonia. Zdawał sobie sprawę z tego, że jak Filch znajdzie go poza klasą to będzie miał kłopoty ale... Jakie to miało teraz znaczenie?
~*~
Hann zrezygnowała z zabrania nowego pióra i pobiegła pod klasę do transmutacji. Siedziała tam sama patrząc tępo w podłogę. Nie mogła znieść jego wzroku. Czuła się tak jakby wypalał w niej dziurę. Jak ma o nim tak po prostu zapomnieć?! Kochała go ale nie mogła z nim być...
 To zdanie powtarzała sobie w kółko przez blisko miesiąc. Żyła jakby w osobnym świecie. Gdy była zmuszona pozostać w jednym miejscu z większą ilością osób informacje i strzępki rozmów dolatywały do niej jakby przesiane przez sito. Najczęściej chodziło o Turniej. No tak w końcu pierwszy raz będzie czterech zawodników. Hanna podczas posiłków zostawała przy swoim stole bo Cedrik chodził do Gryfonów i obmyślał z Harrym strategię. Po kilkunastu takich sytuacjach Hann zdała sobie sprawę z tego, że pierwsze zadanie jest następnego dnia! Na Boga! Jak mogła tego nie zauważyć?! No cóż... To raczej pytanie retoryczne... Postanowiła wziąć się w garść i udawać, że nic specjalnego się w jej życiu nie stało. Przyszykowała sobie strój w czerwono-żółtych barwach. Bo przecież kibicuje obu domom. Poszła spać oczyszczając swój umysł jak przed oklumencją...
~*~
Za to Cedrik nie zapomniał o zadaniu. Razem z Harrym dowiedzieli się o smokach i już dawno zaczęli obmyślać strategię. Cedrikowi to pasowało bo miał dobrą wymówkę by z nikim nie rozmawiać. Starał się za wszelką cenę skupić swoją uwagę wyłącznie na zadaniu ale nie było to takie proste. Musiał jednak przyznać, że przyjaciele bardzo go wspierali i nauczyli się nie wymawiać imienia Hanny w jego obecności. Najbardziej zadziwili go Fred i George, którzy wykazali się niesamowitym taktem i nawet nie opowiadali dowcipów o dziewczynach. W każdym razie gdy tylko Hann nie było w pobliżu starał się zachowywać w miarę zwyczajnie. Ostatniego wieczoru zebrał swoje rzeczy, pożegnał się z Frankiem, Harrym, Fredem i Georgem i udał się do swojego dormitorium. Był napełniony dobrą energią. Czuł, że przygotował się do zadania najlepiej jak potrafił. Nagle przystanął. Uśmiech spełzł mu z twarzy razem z dobrym samopoczuciem. Przecież tam pojawi się Ona... Otrząsnął się i poszedł dalej. Jest mężczyzna musi być silny! Cały czas sobie tak powtarzał skupiając swoją uwagę na zadaniu. To bardzo ważny dzień. Powoli otworzył drzwi do pokoju wspólnego i powolnym krokiem wkroczył do salonu. Podniósł wzrok i zobaczył coś takiego co po raz kolejny tego dnia wmurowało go w ziemię. Chociaż musiał przyznać, że obudziło w nim jakiś promyczek radości...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tadam! No i na reszcie jest! Ufff... Jeszcze mi się nie zdarzyło pisać rozdział tak długo :P Wiem, że krótki i sama nie jestem z tego zadowolona ale chciałam Wam dać cokolwiek... Bardzo dziekuję za wsparcie, którego udziela mi użytkowniczka Luna :) To dla mnie naprawdę wiele znaczy. No dobra wystarczy tego ględzenia! Miłego dnia/nocy i trzymajcie się! :*
~Bellatrix Lestrange~

Tak dla wyjaśnienia

Po pierwsze chcę naprawdę szczerze przeprosić te kilka osób, które czytają moje wypociny, że nie dodałam jeszcze rozdziału. Jest mi naprawdę przykro ale mam teraz mnóstwo roboty i nie za bardzo mam czas dlatego rozdziały będą teraz krótsze :( Nie chciałam tego czynić ale chcę kontynuować tę historię i mam mnóstwo pomysłów ale kompletnie nie mam czasu by nawet zajrzeć na bloga :c Kolejna wiadomość, że jeszcze dziś dodam rozdział. Krótki bo krótki ale lepiej tak niż wcale ;) Przez następny tydzień nie pojawi się żaden rozdział bo jadę z moją klasą na kompletne odludzie :P Mam nadzieję, że zrozumiecie.
A i jeszcze jedno! Proszę DODAWAJCIE KOMENTARZE!!! To naprawdę strasznie motywuje to dalszej pracy. Możecie dodawać komentarze do starszych postów dla mnie to bez znaczenia ;)
Trzymajcie się i do usłyszenia :*
~Bellatrix~

środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział VII

-Harry Potter!
Tym razem Dumbledore krzyknął rozglądając się po sali. Hanna ujrzała kątem oka Hermionę wypychającą Harrego z ławki. Harry niepewnym krokiem podszedł do Dyrektora wziął papierek i również zniknął za drzwiami. Czwarty zawodnik? Nie to nie dorzeczne. A może? Takie właśnie pytania buzowały w głowie większości uczniów. Niektórzy jawnie wyrażali swoje emocje. Po jakichś dwudziestu minutach wróciła profesor McGonagall i kazała wszystkim uczniom udać się z powrotem do ich dormitoriów. Nikt nie przyjął tej wiadomości entuzjastycznie. Czekali na jakieś słowa wyjaśnienia. Hann starała się omijać swoje przyjaciółki. Nie miała najmniejszej ochoty na pogawędki. Poszła do swojego pokoju i wzięła prysznic. Później przeczytała część podręcznika do obrony przed czarną magią i poszła spać. Nie chciała przedłużać tego trudnego dnia.
~*~
Weekend minął Hann bardzo szybko i monotonnie. Jego większą część spędziła w pokoju życzeń odizolowana od reszty osób. Przeczytała prawie wszystkie podręczniki. Wmawiała sobie, że mają w tym roku SUM-y i musi się uczyć. Jednak tak naprawdę czytała by zapomnieć. Nie patrzeć na to co będzie dalej. Nie zbliżać się do tego co nie uchronne...
~*~
Wstała przed czasem. Postanowiła poświęcić ten dzień na rozmyślenia. Czuła pewien ciężar, który ulokował się na dnie jej żołądka. To była złudna nadzieja wymieszana z palącym poczuciem winy. Była wściekła na siebie, że dała szansę temu związkowi. Kochała Cedrika nad życie ale on zasługiwał na kogoś lepszego. Jeszcze bardziej denerwował ją fakt, że jakaś jej część cały czas chciała zostać przy ukochanym. Szybko się ogarnęła. Założyła długi sweter i rozpuściła włosy by nie zwracać zbytniej uwagi. Zeszła na śniadanie. Zjadła je w milczeniu w zupełnie innej części stołu niż zwykle. Pozbierała resztę rzeczy i udała się na pierwszą w tym roku lekcję obrony przed czarną magią. Miała być prowadzona przez byłego aurora więc zapowiadało się ciekawie. Usiadła w ławce razem z Luną. Za swoimi plecami usłyszała cichy stukot. Odwróciła się i ujrzała pokiereszowanego człowieka, wspartego na sękatej lasce z Magicznym okiem ulokowanym tam gdzie powinno teraz obracać się prawdziwe. Podszedł do tablicy i rozejrzał się powoli po klasie. Momentalnie zrobiło się cicho.
-Alastor Moody-odezwał się ten specyficzny człowiek-były auror, krytykant ministerstwa, nowy nauczyciel obrony przed czarną magią. Jestem tu bo Dumbledore tak chciał. Koniec sprawy, do widzenia, kropka! Są pytania?
Wyrecytował to wszystko na jednym wdechu co wzbudziło jednocześnie podziw i przerażenie, które teraz wypełniło klasę. Taki nastrój utrzymywał się do końca lekcji ponieważ "Szalonooki" ich nie oszczędzał i zaaplikował im potężną dawkę wrażeń. Uczyli się o zaklęciach Niewybaczalnych. Trzy trzymane w sali pająki przeżywały prawdziwe tortury. Trudno się więc dziwić, że gdy zadzwonił dzwonek wszyscy odetchnęli z ulgą. Hann zebrała swoje rzeczy i udała się na błonia. Miała teraz prawie dwu godzinną przerwę więc postanowiła ją wykorzystać. W oddali ujrzała swoje trzy przyjaciółki siedzące bądź leżące pod starym dębem. Powoli skierowała swoje kroki w ich stronę. One też ją ujrzały i każda teraz wpatrywała się w idącą w ich stronę dziewczynę.
-Mogę się dosiąść?-spytała niepewnie gdy była już blisko dziewcząt. Te spojrzały po sobie zaskoczone i ochoczo pokiwały głowami. Abi usiadła obok Ginny i zdjęła buty.
-Hej jak się czujesz?-tym razem odezwała się cicho Miona Hann podniosła głowę i wzruszyła ramionami
-Co myślicie o tym całym Turnieju?-zapytała Luna
-Jest Ok-odpowiedziała cicho Hanna
-Cedrik bez przerwy o ciebie pyta. Odkąd został wybrany musi odganiać od siebie jeszcze więcej tabunów dziewczyn z eliksirem miłosnym w ręku-Ginny najwyraźniej bawiła ta sytuacja jednak Hann opuściła głowę jeszcze bardziej jeśli to w ogóle możliwe.
-Czemu z nim nie rozmawiasz?-spytała Hermiona
-Bo nie mamy o czym-cicho odrzekła Abi
-Jak to nie macie o czym?!-Ginny wyglądała na rozzłoszczoną-Przecież jesteście parą! On jest taki popularny, każda chciałaby z nim być!-dodała chcąc dodać przyjaciółce otuchy. Nie wiedziała jednak, że trafiła w sedno sprawy. Hann poderwała się tak nagle, że zdziwiła tym nawet samą siebie.
-Ginny jak ty nic nie rozumiesz!-wrzasnęła a jej oczy napełniły się łzami-Ja nie mogę z nim być! On jest niesamowity! Przystojny, miły, inteligentny... Do tego jest świetnym graczem w Quidditcha a żeby tego było mało reprezentantem Hogwartu w Turnieju Trójmagicznym! Gdy przechodzi przez korytarz wszystkie dziewczyny zaczynają robić maślane oczy! A ja?! Na mnie zwraca ktoś uwagę dopiero gdy ubiorę się jak tania dziwka! Nie przerywaj mi!-krzyknęła widząc, że Ginny otwiera usta by wyrazić własne zdanie- Ja po prostu nie jestem warta tego by być jego dziewczyną! I nie chcę byście były moimi pośredniczkami, sama mu to powiem...
Ostatnie zdanie powiedziała znacznie ciszej. Złapała swoją torbę i pobiegła w stronę zamku. Nie zwracała uwagi na to, że łzy zostawiają wyraźne ślady na jej smukłych policzkach. Pobiegła na wieżę astronomiczną i siedziała tam do wieczora. Była głodna więc Koronka znów ją poratowała. Nie zjawiła się tego dnia już na żadnej lekcji.
~*~
-Ale gdzie ona jest?!-Cedrik nie krył złości i strachu-A jak sobie coś zrobiła?!
-Uspokój się Cedrik i przestań wrzeszczeć!-skarciła go Ginny patrząc na grupkę dziewczyn, która niby przypadkiem przystanęła tuż obok-Nie zrobiła sobie nic złego bo... ma ci coś ważnego do powiedzenia...
Cedrik nie czekał na więcej wskazówek. Wyminął przyjaciółki swojej dziewczyny rzucając w locie krótkie "dzięki" i już znalazł się na schodach prowadzących do korytarza na siódmym piętrze. Stanął przed marmurową ścianą i trzy razy przeszedł pod nią powoli zanim pojawiły się w niej drzwi.
"Trasa, która zaprowadzi mnie do Hanny..., Trasa, która zaprowadzi mnie do Hanny..., Trasa, która zaprowadzi mnie do Hanny..." 
Za drzwiami znajdował się wąziutki korytarz opatrzony dużą ilością stromych schodów. Ufnie wspinał się po nich. Otworzył drzwi na samym końcu i stwierdził, że znajduje się na korytarzu prowadzącym do wieży astronomicznej. Podszedł do metalowych drzwi i delikatnie je otworzył. Od razu ujrzał swoją dziewczynę skuloną na podłodze. Ukucnął obok niej i położył swoją dłoń na jej ramieniu. Coś ścisnęło go w sercu gdy zobaczył jej zapłakaną twarz. Chciał ją przytulić ale ta się odsunęła. Spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Hann wiedziała, ze nie może pozwolić mu się przytulać czy całować bo nie będzie miała siły by powiedzieć mu tego co chce. "Chcesz kretynko?! Raczej musisz!" Znowu jakiś głos krzyczał w jej głowie ale tym razem dziewczyna była skłonna się z nim zgodzić. Powoli podniosła głowę i napotkała jego zdziwione spojrzenie. Wiedziała, że to będzie bolało ale żeby aż tak?! Ponownie opuściła wzrok i głośno zaczerpnęła powietrza.
-Ced musimy porozmawiać...-powiedziała starając się ze wszystkich sił aby głos jej nie drżał
-W porządku, mów-odpowiedział dziarsko chłopak przeczuwając jednak, że coś w głosie Hann napełniło go niepokojem.
-Ja... To znaczy my...-jąkała się bojąc powiedzieć to co zamierzała-Myślę, że powinniśmy... się... rozstać...
Hann poczuła straszny ból po wypowiedzeniu tych słów ale jednocześnie palącą ulgę, że ma to już za sobą. Cedrik cofnął swoją rękę z ramienia dziewczyny
-Żartujesz?-spytał modląc się by otrzymać potwierdzającą odpowiedź. Hann podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy. Znalazła w nich zdumienie i ból. Nieprzenikniony ból. Poczuła, że znów pieką ją powieki. Nie opuściła jednak wzroku.
-Nie, Ced. Mówię śmiertelnie poważnie.
Po wypowiedzeniu tych słów zebrała swoje rzeczy i zbiegła do swojego dormitorium obawiając się, że rozpłacze się przy wybranku swojego serca.
~*~
Cedrik nie wrócił już na noc do dormitorium. Został pod gołym niebem. Patrzył w gwiazdy i zastanawiał się nad tym co usłyszał. Do chłopaka dopiero teraz docierał sens wypowiedzianych przez dziewczynę słów. Postanowił odsunąć się od niej skoro ta tego pragnęła. Jednak nie dawał za wygraną. Da jej przestrzeń ale nie pozwoli jej o sobie zapomnieć. "Tylko jak?!" To było bardzo trudne pytanie, na które nie znał odpowiedzi. Spojrzał jeszcze raz w niebo i rozpłakał się jak małe dziecko. Bezsilność. To chyba najgorsze uczucie ze wszystkich.
-Kocham cię Hann-powiedział-Nawet jeśli ty tego nie chcesz...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział siódmy wcześniej niż zapowiadałam ;) Mam nadzieję, że się podobał. Wiem, że krótki ale nie chciałam tracić materiału przeznaczonego na dalsze części. SERDECZNIE PROSZĘ O ZOSTAWIANIE KOMENTARZY! To naprawdę bardzo motywuje do dalszej pracy. Zależy mi na każdym nawet anonimowym. Proszę o wyrażanie swojej opinii.
Pozdrawiam Bellatrix

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział VI

Hann odeszła od szyby. Zebrała swoje rzeczy i poszła się przebrać. Postanowiła dzisiaj być nad wyraz seksowna i nie dopuszczać do siebie nikogo poza Cedrikiem. Założyła czerwoną koszulkę bez ramion co bardzo podkreśliło jej biust do tego białe rurki bardzo przylegające do ciała. Zrobiła sobie luźnego koka i bardzo mocny makijaż. Znalazła swoje najlepsze czerwone obcasy i błyszczącą biżuterię. Dzisiaj był dzień wolny więc nikt nie chodził w szkolnych szatach. Hann wzięła swoją torbę i udała się na śniadanie. Uśmiechnęła się triumfalnie gdy usłyszała za sobą gwizdy mężczyzn obok, których przechodziła. "Działa!" Pomyślała i wyszła z pokoju wspólnego. Tak samo było z facetami z innych domów gdy przechodziła. Do tego wszystkie dziewczyny rzucały jej mordercze spojrzenia. Musiała się bardzo opanować by nie wybuchnąć śmiechem gdy zobaczyła miny Pansy Parkinson i jej bandy. Nagle znikąd napatoczył się Frank. Wybałuszył oczy gdy ją zobaczył. Zawsze był wyższy od Hann o głowę a teraz byli równi.
-Przepraszam czy pani jest moją siostrą?-zapytał po chwili gryfon
-Bynajmniej-odpowiedziała wymijająco i skierowała swe kroki do Wielkiej Sali. Wiedziała, że Cedrik już tam jest. Widziała jak szedł z Rogerem i bliźniakami kilkanaście metrów przed nią. Jednak wtedy go nie dogoniła bo chciała wywrzeć najlepsze wrażenie przy wszystkich. Zagotowało się w niej ze złości gdy zobaczyła Cho i jej przyjaciółki wzdychające do Ceda bo ten miał dwa guziki koszuli rozpięte. Stała już przed drzwiami. "Zaraz zacznie się przedstawienie" pomyślała i weszła. Efekt był natychmiastowy. Większość chłopaków od razu zwróciła głowy w stronę Hann, niektórzy nawet wstali by móc lepiej się jej przyjrzeć. Chciało jej się śmiać gdy zobaczyła Draco Malfoya z rozdziawionymi ustami wpatrującego się w nią jak w jakieś zjawisko nadnaturalne. Odszukała wzrokiem Cedrika, który patrzył nadal w swój pusty talerz i jeszcze nie zarejestrował, że uwaga wszystkich jest skupiona na jego dziewczynie. Hanna szła bardzo powoli co chwila wyłapując strzępki rozmowy facetów. "O kurna ale laska!", "To Abbot! Jaka ona piękna! Brak mi słów!", "Ile ja bym dał by zamienić się z Diggorym..."
Tymczasem Cedrik wyłapał ogólne poruszenie i podniósł głowę. Skierował wzrok tam gdzie wszyscy i odebrało mu mowę. Jego brwi powędrowały maksymalnie do góry, oczy rozszerzyły się do kształtu wielkich okręgów a usta mimowolnie się rozchyliły. Wstał. Abi uśmiechnęła się i przyspieszyła kroku. Chwilę później znalazła się przy chłopaku. Miała obcasy więc sięgała mu teraz mniej więcej do nosa. Zarzuciła mu ręce na szyję i złożyła na jego ustach namiętny pocałunek. Niektórzy zagwizdali bądź pomrukiwali a Hann zauważyła wszystkie miażdżące spojrzenia. Dziewczyn skierowane na nią i chłopaków na Ceda. Odsunęła się delikatnie od ukochanego a ten nadal zaskoczony badał wzrokiem każdy milimetr jej ciała.
-O co tu chodzi?!-zapytał patrząc na Hannę
-Później Ci powiem-odparła i usiadła przy stole. Napotkała zaskoczone spojrzenie Erniego, w którym aż gotowało się ze złości. Uśmiechnęła się triumfalnie. "Nie będę jego ofiarą!" Pomyślała "U dowodnie mu, że potrafię się bronić!" Z takim zamierzeniem zabrała się za jedzenie. Po skończonym posiłku Cedrik wrócił do swojego pytania
-No więc o co chodzi?-zapytał
Hanna nie chciała mu mówić bo wiedziała, że chłopak pobiegnie natychmiast do Erniego i zabije go na miejscu "Po prawdzie należy mu się!" Krzyczał jakiś cichutki głosik w jej głowie, lecz dziewczyna go zignorowała. Postanowiła grać na zwłokę póki nie wymyśli jakiegoś odpowiedniego kłamstwa. Nie chciała bronić Erniego ale bała się, że impulsywne działania Ceda będą miały dramatyczne skutki.
-A co nie podobam Ci się?-spytała przekrzywiając zaczepnie głowę. Chłopak uśmiechnął się i znów pocałował dziewczynę.
-Podobasz nawet nie masz pojęcia jak-odpowiedział-Tylko skąd taka metamorfoza?
-A tak jakoś-dziewczynę uratowali nadbiegający znajomi. Oni również wpatrywali się w nią z szeroko rozwartymi oczami-To zobaczymy się później-pocałowała Ceda w policzek i kiwnęła głową na przyjaciółki dając im znak by poszły za nią. Szła pierwsza a za nią jej trzy kompanki. Swoje kroki skierowały na błonia. Dziewczyny całą drogę próbowały zadawać Hann pytania jednak ta uciszała je ręką. Abi dotarła na molo przy jeziorze i zdjęła buty. Zaczęła rozmasowywać sobie otarte kostki gdy dogoniły ją przyjaciółki i rozsiadły się wokół niej.
-Ej stara co ci się stało?!-rzuciła Ginny
-Ale o co Wam chodzi?-spytała
-No wyglądasz jak z jakiejś mugolskiej kolorowej gazetki!-odpowiedziała Luna
-To taka mała zemsta...
-Na kim?-zaciekawiła się Miona. Hann niepewnie podniosła wzrok. Rozejrzała się po twarzach przyjaciółek i znów zaczęła przypatrywać się swoim kostkom.
-Na Macmillanie...-szepnęła po chwili milczenia. Miona Podpełzła bliżej Abi i położyła jej rękę na ramieniu
-Co on ci zrobił?-spytała
-On...-zawiesiła głos jednak postanowiła, że powie prawdę przyjaciółkom-On się do mnie dobierał...
Załamał jej się głos a łzy pociekły po policzkach. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego ile miała szczęścia.
-Ja pierdziele co za dupek!-krzyknęła Ruda. Hanna dopiero teraz przypomniała sobie o temperamencie przyjaciółki. Chwyciła ją za rękę i wykrztusiła przez łzy:
-Nie rób mu nic...
-Ty go jeszcze bronisz?!-wrzasnęła Ginn-On mógł Cię zgwałcić!
-Ginny!-skarciła przyjaciółkę Hermiona, która teraz wraz z Luną przytulała Hann. Ruda jakby się trochę opamiętała. Usiadła i przeprosiła. Po chwili dodała:
-Ale dlaczego ty go bronisz?
-Ja go bronię?!-obruszyła się dziewczyna-Po prostu nie chcę żebyście wyleciały z Hogwartu jak go zabijecie. A i nie mówcie o tym Cedrikowi! Bo jego już nie powstrzymam...
Siedziały w milczeniu przez kilka minut. Pierwsza odezwała się Hann
-Dobra starczy tego mazania-powiedziała i jednym zaklęciem naprawiła swój makijaż- A właśnie! Luna jak tam Twoje sprawy sercowe?-Zwróciła się do blondynki
Luna zarumieniła się.
-Zajmę się tym...-bąknęła
-Uważaj bo w takim tempie wyjdziesz zaraz za mąż-powiedziała Ginny kładąc się na trawie
-Naprawdę pogadam z nim o tym!
-Kiedy?-spytała Hanna. Luna wyglądała na kompletnie zbitą z tropu
-Niedługo...-wykrztusiła wreszcie
-Taa jasne...-powiedziała Ginny, która teraz zajęła się żuciem pojedynczego źdźbła trawy, które wsadziła sobie w zęby. Chwilę siedziały w milczeniu jednak spokój nie trwał długo. Ruda podniosła się na łokciach, wypluła trawę i powiedziała:
-A ty Miona masz kogoś na celowniku? Bo tak się nic nie odzywasz.-zwróciła się do brązowowłosej
Teraz to Hermiona spuściła głowę i się zarumieniła.
-Niewykluczone-odparła patrząc znacząco na Abi. Ta uśmiechnęła się kątem ust.
-Tego się spodziewałam-powiedziała Hanna
-Ej czemu ja-mega swatka Hogwartu nic nie wie?!-zapytała Ginn udając oburzenie
-Teraz Wam nie powiem ale niedługo same się dowiecie-odparła Hermiona. Ginn nie wyglądała na przekonaną więc szybko dodała-Chodźmy już do środka.
Wszystkie zaczęły się zbierać i udały się w stronę zamku. W głównym holu rozdzieliły się i każda udała się do swoich dormitoriów. Hanna gdy pomyślała, że będzie musiała znosić towarzystwo głupiej Clary postanowiła zostać w pokoju wspólnym. Gdy weszła od razu została powitana przez gwizdy wszystkich chłopaków, którzy zaczęli iść w jej stronę. "Cholera" pomyślała "Cedrik w bibliotece a po mnie idzie z dziesięciu Ernich" Postanowiła, że nie będzie ofiarą. Poszła w stronę swojego dormitorium z podniesioną głową. Gdy przechodziła obok kanapy poczuła, że ktoś klepnął ją w tyłek. Odwróciła się z zawrotną prędkością. Stała z wyciągniętą różdżką skierowaną w stronę zbyt śmiałego osobnika. Okazało się, że był nim nie kto inny jak Ernie Macmillan. W dziewczynie zagotowała się złość. Opuściła różdżkę i podeszła do niego bardzo pociągającym krokiem. Stanęła tuż przed nim i... Wymierzyła mu siarczysty policzek. Wszystkim szczęki opadły. No tak pamiętali Hannę i Erniego jako parę najlepszych przyjaciół a tu taki numer. Zaskoczony chłopak wstał i popatrzył nienawistnie na dziewczynę ta jednak nie opuściła wzroku tylko wyciągnęła znów różdżkę przed siebie.
-Nie powiedziałam Cedrikowi-szepnęła tak, że tylko on mógł to usłyszeć-ale jeśli jeszcze raz się do mnie dobierzesz to nie będę hamować jego burzliwego temperamentu.
Przez twarz chłopaka przebiegł cień strachu zastąpiony zaraz przez paskudny uśmieszek.
-Myślisz, że ja się boję Diggory'iego?-powiedział na tyle głośno by usłyszały to przechodzące obok dziewczyny. Jedna z nich wydała z siebie głośne WoW. Hann popatrzyła na ten występek z głęboką pogardą.
-Nie wiem-odpowiedziała spokojnie-Ale powinieneś.
Nie czekała na odpowiedź. Odwróciła się na pięcie i wyszła. Udała się do Wielkiej Sali na obiad. Zjadła przy stole Krukonów rozmawiając z Luną. Marzyła by ten koszmarny dzień już się skończył. Nogi miała poobdzierane, twarz piekła ją od nadmiaru kosmetyków, uszy bolały ją od noszenia ciężkich kolczyków i zaczynały irytować ją spojrzenia tych wszystkich facetów. Skończyła szybko jedzenie i zaszyła się w swoim dormitorium. Nie miała ochoty na rozmowę z kimkolwiek. Zaciągnęła kotary swojego łóżka i udawała, że nie istnieje. Na kolację nie zeszła. Przywołała znajomą skrzatkę: Koronkę, którą parę lat temu podobnie jak Harry Zgredka-uwolniła. Skrzatka jako jedyna nie uważa Zgredka za pomylonego. Z takim nastawieniem postanowiła sobie, że będzie słuchać jedynie rozkazów Hanny. Tym samym gdy Hann wypowiedziała jej imię, Koronka aportowała się tuż obok niej z tacą kanapek. Dziewczyna podziękowała skrzatce i dała jej przy okazji swoją apaszkę, której już nie nosiła. Koronka natychmiast się nią cała oplotła i uradowana teleportowała się do kuchni. Abi zjadła kilka kanapek i poszła pod prysznic. Gdy wróciła natychmiast rzuciła się na łóżko i zapadła w sen. W końcu nadszedł upragniony koniec dnia.
~*~
Następnego dnia wstała z marzeniem by nie musiała dzisiaj myśleć. Kompletnie zapomniała o tym, że Czara Ognia wybiera dzisiaj reprezentantów. Gdy zeszła do pokoju wspólnego zaraz podbiegł do niej Cedrik odprowadzany tęsknymi spojrzeniami wszystkich dziewczyn w pokoju.
-Zgłosiłem się!-powiedział wyraźnie uradowany
-Ale do czego?-spytała Hann nie kryjąc zdumienia
-No do Turnieju Trójmagicznego!
Hanna patrzyła na niego chwilę zupełnie nie kontaktując. Nie miała pojęcia jak zareagować na tę wiadomość. Ludzie ginęli w tym Turnieju! Najzwyczajniej w świecie bała się o ukochanego ale zgłasza się ze sto osób więc prawdopodobieństwo, że wybiorą właśnie jego jest bliskie zeru. Uśmiechnęła się i powiedziała:
-No to świetnie gratuluję, tak świetnie... świetnie...-próbowała go wyminąć i wyjść z pokoju wspólnego ale złapał ją za ramię i obrócił w swoją stronę.
-Hej coś się stało?-zapytał
-Nie nic
-Na pewno?
-Na pewno. Na pewno.
Pocałowała go szybko w policzek i wyszła. Nie wiedziała co ma robić. Czuła się rozdarta. Nie miała ochoty znajdować się w niczyim towarzystwie ale gdy była sama odczuwała potrzebę porozmawiania z kimkolwiek. Była tylko jedna osoba, której towarzystwo by teraz zniosła. "Frank!" pomyślała i popędziła do wieży Gryffindoru. Przywitała się z Grubą Damą, której dała specjalnie wymyślone dla gości hasło i udała się na poszukiwania brata. Siedział przy kominku i gadał z Harrym. Przyłączyła się do nich i rozmawiała o byle czym aż do śniadania. Czuła się swobodnie w ich towarzystwie. Gdy zjadła posiłek udała się na błonia i spędziła tam parę godzin odcięta od świata rzeczywistego. Zajęła się wrzucaniem patyków i kamieni do wody. Pewna myśl, że wydarzy się coś złego nie dawała jej spokoju. Na pierwsze oznaki nie musiała długo czekać. Gdy podniosła głowę ujrzała Cho idącą w jej kierunku ze swoją bandą. Ostatnia rzecz na jaką miała ochotę to było kłócenie się z tępymi dziewczynami więc wzięła swoją torbę i poszła w kierunku Hogwartu. Niestety spokój nie był jej dany.
-Ej Abbot!
Usłyszała za sobą krzyk. Stanęła i powoli się obróciła krzyżując ręce na piersiach.
-No co?-spytała patrząc nienawistnie na Cho, która zatrzymała się parę metrów przed Hann
-Chciałam tylko przekazać Ci nowinkę
-Przykro mi nie jestem zainteresowana-odparła i zaczęła się z powrotem obracać
-Oj chyba jednak jesteś bo chodzi o twojego chłoptasia.
-O Cedrika?
-Tak. Mam Ci tylko tyle do powiedzenia, że jak się ubierzesz jak dziwka to nie staniesz się godna kogoś takiego jak on! Cedrik zasługuje na kogoś lepszego!
Hann poczuła nieprzyjemne ukłucie w okolicy pępka. "Kurna ma trochę racji!" Odpędziła od siebie tę myśl. Musiała grać. Prychnęła pogardliwie i uniosła zaczepnie jedną brew.
-Czyli kogoś takiego jak ty?-spytała a jej głos przesiąknięty był jadem
-Tak kogoś takiego jak ja!-Cho wybuchnęła-Ja go kocham i on będzie mój zobaczysz szmato!
Po wypowiedzeniu tych słów Cho i jej banda wróciły do zamku. Hann stała przez kilka minut patrząc na oddalające się dziewczyny. Teraz czuła się jeszcze gorzej niż wcześniej. Niestety sama ostatnio zastanawiała się nad tym czy jest warta kogoś takiego jak Ced. Udała się powoli na obiad. Usiadła w innym niż zwykle miejscu i szybko zjadła posiłek. Poszła do Pokoju Życzeń i tam zaszyła się jak małe dziecko. Chciała ukryć się przed całym Świtem i paskudną rzeczywistością. Spędziła w Komnacie kilka godzin.
~*~
O osiemnastej wstała z wyczarowanej kanapy i udała się do Wielkiej Sali na uroczystość wyboru reprezentantów. Odpoczynek trochę jej pomógł i czuła się trochę pewniej. Drzwi Wielkiej Sali były otwarte na oścież a w środku panował półmrok. Usiadła obok Luny i Hermiony. Chwilę później dołączyła do nich także Ginny. Siedziały razem i patrzyły na ustawioną na środku Czarę Ognia. Gdy wyszedł Dumbledore wszelkie szepty i rozmowy ucichły.
-Dzisiaj ten wielki dzień!-przemówił a jego głos rozniósł się echem po sali- Czekaliście i dzisiaj wasze cierpliwość zostanie nagrodzona. Za chwilę Czara Ognia wybierze trzech reprezentantów!
Podszedł wolnym krokiem do kamiennego naczynia i przyłożył do niego ręce. Odsuwał się powoli jakby ciągnąc niewidzialny sznurek. Ogień w czarze zmienił kolor na czerwony i ze środka wyłonił się osmolony kawałek pergaminu. Dumbledore złapał go w locie. Przyjrzał mu się dokładnie i przemówił:
-Reprezentantka Beauxbatons. Panna Fleur Delacour!
Zewsząd rozległy się brawa a z końca sali zaczęła przedzierać się do przodu dziewczyna o srebrzystych włosach. Odebrała papierek ze swoim nazwiskiem i poszła do pomieszczenia za stołem nauczycielskim. Dumbledore powtórzył czynność i znów ogień zmienił barwę na czerwony. Wypadł kolejny zwitek tym razem grubszy, masywniejszy jakby zrobiony z tektury. Dumbledore złapał go i odczytał:
-Reprezentantem Durmstrangu jest Wiktor Krum!
Tym razem oklaski były znacznie głośniejsze. Osiłek podniósł się z ławki i udał w stronę dyrektora. Odebrał papierek i również zniknął w drzwiach. Tym razem Dumbledore podszedł jeszcze wolniej do Czary. Ogień ponownie zmienił kolor. W powietrze wystrzelił kolejny papierek. Miał pofalowane ozdobne boki i był ładnie wycieniowany. Dyrektor złapał go i odczytał:
-Reprezentantem Hogwartu jest Cedrik Diggory!
Klaskały wszystkie osoby z Hogwartu więc hałas w Wielkiej Sali był przeogromny. Hann czuła się tak jakby ktoś wyrwał z niej ostatnią odratowaną cząstkę życia gdy patrzyła na uradowanego chłopaka idącego w stronę podestu. Jeszcze chwila... Cedrik odbiera fragment pergaminu... Jeszcze moment... Znika za drzwiami... Nic się nie da uratować... Łzy cisnęły jej się do oczu... Reprezentant Hogwartu... No tak czego ona się spodziewała... Najprzystojniejszy chłopak w szkole, czuły, opiekuńczy A ona?... Na cholerę robiła sobie nadzieję, że ten związek ma przyszłość...
Była tak pogrążona we własnych myślach, że prawie nie zauważyła gdy Ogień w Czarze ponownie stał się czerwony ale tym razem nie spokojnie zmienił barwę tylko buchnęło oślepiającym światłem co wyrwało Hann z zamyślenia. Teraz już wszyscy wpatrywali się w środek Sali i czekali na to co się wydarzy. A działo się sporo. Najpierw z Czary wyłoniły się dwa języki ognia rozpoczynając dziki taniec wokół siebie co chwila łącząc się w jeden wężowy splot. Wyglądało to tak jakby toczyły ze sobą walkę. Jednak nie trwało to długo bo chwilę później ponownie buchnęło oślepiające światło i w powietrze wyleciał czwarty kawałek pergaminu. Ten także miał ozdobne brzegi i był wycieniowany "Ktoś z Hogwartu" Przemknęło przez głowę Hanny. Dumbledore chyba też to dostrzegł bo zmarszczył czoło i chwycił papierek. Przez chwilę wpatrywał się w niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy a później wyszeptał a raczej wychrypiał tak cicho, że siedząca blisko Hann ledwo go usłyszała:
-Harry Potter...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I oto szósty rozdział! Bardzo proszę o zostawianie komentarzy bym mogła wiedzieć czy Wam się to podoba czy nie. Widzę, że sporo osób czyta moje opowiadanie ale komentarzy jest zaledwie kilka. Bardzo mi na nic zależy więc proszę o napisanie nawet krótkiego, anonimowego ale dającego mi zrozumiałą informację ;)
Pozdrowionka Bellatrix

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział V

Zakochana para obudziła się w swoich ramionach. Gdy Hanna przypomniała sobie wydarzenia dnia wczorajszego uśmiechnęła się szeroko. Nie uszło to uwadze chłopaka.
-Co się tak szczerzysz?-zapytał
-Bo mam fajne wspomnienia-powiedziała i pocałowała krótko swojego chłopaka. Chwilę później wyplątała się z kołdry i udała się do łazienki. Po drodze zabrała swoje ciuchy. Stanęła przed lustrem i pokręciła głową z dezaprobatą. Wzięła szybki prysznic i zrobiła makijaż. Założyła czarną koszulkę na ramiączka z pacyfką, do tego dżinsową koszulę i ciemne rurki. Wróciła do pokoju gdzie zastała ubranego już swojego chłopaka, który ścielił łóżko. Podeszła do niego złapała za rękę i razem zeszli na śniadanie. Przywitali się ze wszystkimi i zajęli swoje standardowe miejsca. Posiłek minął w bardzo miłym nastroju. Gdy wszyscy skończyli i zaczęli już wstawać by opuścić kuchnię gdy niespodziewanie przemówiła pani Weasley.
-Uważam, że powinniście spakować się już dzisiaj. Jutro wracacie do Hogwartu więc przyjemnie by było gdybyśmy chociaż raz nie robili wszystkiego na ostatnią chwilę. Za trzy godziny chcę widzieć was wszystkich spakowanych na dole. Razem z Billem pójdziecie na pokątną i zrobicie zakupy. A i najważniejsze! W tym roku w Hogwarcie będzie miało miejsce niezwykłe wydarzenie. W związku z tym w przedpokoju pod ścianą są wasze uprane szaty wyjściowe. Po co Wam dowiecie się jutro!-dodała szybko gdy ujrzała młodzież wymieniającą zdziwione spojrzenia. Nikt już nic więcej nie powiedział. Hann zdziwiła się gdy natknęła się na paczkę do niej zaadresowaną. "Przecież nie mam żadnej szaty ani sukienki! Więc skąd tu paczka pod ścianą z szatami?!" Pomyślała Abi. Nagle pewna myśl zakiełkowała jej w głowie "Tonks!" Tak! To z pewnością jedyna osoba na świecie, która przysłałaby jej paczkę. Zgarnęła piasek leżący na małej ławeczce w przedpokoju i usadowiła się na niej ze swoim pakunkiem. Zgrabnie rozerwała papier i zaniemówiła. Jej oczom ukazała się niesamowita, lśniąca sukienka
Dziewczyna poczuła jedwabisty powiew gdy suknia opadła jej na kolana. "Skądś znam tę suknię..." Pomyślała przyglądając się jej dokładnie. "Wiem! To jest ukochana suknia Tonks! Tylko dlaczego oddała mi swój skarb?" Wszystkie te pytania przerwał krzyk Luny
-O cholera co to jest?! Skąd ją masz?! Jest prześliczna!
Wszystkie jej przyjaciółki uklęknęły obok niej i zaczęły zachwycać się jej nabytkiem. Przekrzykiwały jedna drugą a Abi musiała odpowiadać. Dziewczyny umilkły gdy dowiedziały się, że Dora oddała Hann swój skarb.
-Ale ona się o Ciebie troszczy-zachwyciła się Ginny wciąż obracając w rękach suknię
-No moi drodzy!-Mama rudzielców weszła do przedpokoju-Chłopcy mają już swoje szaty natomiast dziewczęta na Pokątnej będą miały dwie dodatkowe godziny by znaleźć sobie kreacje. Pośpieszcie się z pakowaniem! Bill powinien niedługo wrócić...
Przyjaciółki wstały i pobiegły na górę. Hann postanowiła jak na razie nie pokazywać chłopcom swojej sukienki. Zgrabnie ją złożyła i gdy miała zamiar zawinąć ją z powrotem w papier z wnętrza wypadł list. Dziewczyna usiadła na łóżku i rozwinęła pergamin. Od razu rozpoznała cieniutkie, niezbyt zgrabne pismo swojej chrzestnej matki.
 Kochana Hann!
Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko OK! U mnie jest w porządku ale mam mnóstwo roboty w związku z tymi śmierciożercami na mistrzostwach. Właśnie dlatego wysyłam Ci list a nie odwiedzam osobiście. Niestety nie znajdę czasu by spotkać się z Tobą przed Twoim wyjazdem do Hogwartu. No może zjawię się na stacji ale nie jestem pewna. Wracając do paczki to pewnie się zastanawiasz po jakiego grzyba Ci sukienka? Otóż powiem Ci tylko tyle, że w tym roku w Hogwarcie będzie niezwykłe wydarzenie. Szczegółów dowiesz się jutro. W każdym razie sukienka Ci się przyda. Jeśli Twoje przyjaciółki nie mają jeszcze kreacji to powiedz im żeby ich sukienki były jak najbardziej balowe. To taka moja rada. Uznałam po prostu, że jesteś jedyną osobą której mogę powierzyć mój skarb. Tylko proszę uważaj na nią... A i na samym dole paczki znajdziesz dziesięć galeonów. Kup sobie proszę sowę na Pokątnej bardzo zależy mi na korespondencji. Możliwe, że wyrobię się i spotkamy się na stacji a jeśli nie to do zobaczenia w święta! 
                                                                                                                          Całuję Tonks!
PS:: Mam nową koszulkę Fatalnych Jędz! Z podpisami wszystkich członków zespołu! Nabytek po koncercie ;D
Hann uśmiechnęła się i wyciągnęła z dołu paczki dziesięć obiecanych galeonów. Wstała i zaczęła pakować swoje rzeczy. Po półtorej godziny dziewczyny miały już prawie wszystko gotowe. Pozostało tylko przygotować pakunek podróżny. Z tym było najwięcej zamieszania szczególnie gdy musiały wybebeszyć wszystkie swoje kosmetyczki i pooddawać rzeczy reszty, które jakimś dziwnym trafem uciekły od swoich właścicielek. Po jakimś czasie skończyły i zaczęły znosić swoje kufry na dół. W połowie schodów kufer Luny otworzył się i wszystkie rzeczy wypadły. Dziewczyna bluzgnęła siarczyście i schyliła się by pozbierać wszystko od nowa. Wchodzący po schodach Roger natychmiast podbiegł do blondynki i zaoferował swoją pomoc, którą ta przyjęła z chęcią. Po pół godzinie do kuchni wszedł Bill i obwieścił, że mogą ruszać. Użyli teleportacji łącznej, którą Hann zniosła bardzo dobrze. Najpierw poszli po swoją kasę do Gringotta a później udali się do księgarni po nowe podręczniki. Gdy mieli już wszystko włącznie ze składnikami do eliksirów, rozdzielili się. Bill poszedł na zaplecze banku by ustalić kilka rzeczy a chłopcy pognali do sklepu z markowym sprzętem do Quidditcha. Natomiast dziewczyny udały się do "Szaty na wszystkie okazje-Madame Malkin". Spędziły prawie całe przeznaczone na poszukiwania dwie godziny ale były w pełni zadowolone z efektu
Suknia Ginny:
Suknia Luny:
Suknia Hermiony:
 Żadna z nich nie powiedziała tego głośno ale każda postanowiła sobie, że schowa sukienkę do szafy i założy w odpowiednim momencie, tak aby chłopakom opadły szczęki. Ostatnie parę minut spędziły na dobraniu błyskotek. Gdy wyszły ze sklepu spotkały się z Billem, który oznajmił im, że mają jeszcze piętnaście minut bo tyle mniej więcej zajmie mu odciągnięcie chłopaków od sklepu ze sprzętem do Quidditcha. Nagle Hann puknęła się ostentacyjnie w czoło. Całkiem zapomniała o sowie! Przekazała przyjaciółkom gdzie się wybiera a te oświadczyły, że idą z nią. Abi nie chciała tracić czasu więc przystała na ofertę dziewczyn i zabrała je ze sobą. Weszły razem do centrum handlowego Ealopa. Hann rozejrzała się uważnie po wszystkich półkach z sowami. Przyjaciółki nie ułatwiały dziewczynie wyboru ale gdy sprzedawca przyniósł z zaplecza nową sowę, Hann wiedziała, że musi ją mieć.
Piękna sowa uszata patrzyła na Hann swoimi mądrymi pomarańczowymi oczkami. Zapłaciła za nią siedem galeonów i wyszła. Po drodze dziewczęta natknęły się na chłopaków. Razem teleportowali się na Grimmauld Place. Było już późno więc wszyscy zjedli szybkie śniadanie i poszli spać. Tym razem przyjaciółki zdecydowały, że wszystkie spędzą ostatnią noc w sypialni Ginny. Siedziały do pierwszej ale potem obraz pulchnej czarownicy zawiadomił panią Weasley, że nie śpią więc łatwo przewidzieć co było dalej. Przez pewien czas rozmawiały leżąc w łóżkach ale mimo wszystko sen szybko je ogarnął.
~*~
Hanna została jak zwykle brutalnie obudzona przez Ginn, która spuściła jej na twarz masę swoich rzeczy. Szybko się ubrały i pomalowały. Zbiegły na dół i na stojąco zjadły śniadanie. Razem z chłopakami pozbierały resztę swoich pierdół, pożegnały się z Syriuszem i pod eskortą Lupina i państwa Weasley wsiadły do Błędnego Rycerza. Po jakże męczącej kilku minutowej podróży wszyscy razem znaleźli się na dworcu King's Cross. Po kolej niby przypadkiem opierali się o barierkę między peronem 9 i 10 by trafić na stację Express Hogwart. Przyjaciółki znalazły sobie wolny przedział. Pożegnały się z państwem Weasley, Lupinem i Tonks, która w ostatnim momencie znalazła się na dworcu. Chwilę później pociąg ruszył i stacja powoli znikała za zakrętem.
-No to witajcie w nowym roku szkolnym!-powiedziała wesoło Hermiona wyciągając ze swojej torby jakąś opasłą lekturę
-Ciekawe co to za wydarzenie, o którym nie chcą nam powiedzieć...-zaciekawiła się Luna
-Za parę godzin się dowiemy-odpowiedziała Ginny bawiąc się troczkami od kanapy
-O witam drogie Panie!-w drzwiach przedziału pojawił się Draco Malfoy a za nim jego nieodłączny element, czyli Crabbe i Goyle-Wygląda na to, że ktoś tu nie ma pojęcia co go czeka. Ale no cóż żeby wiedzieć to trzeba mieć znajomości. A taki Weasley może się najwyżej dowiedzieć kiedy będzie wylany!-W tym momencie zaczął się drwiąco śmiać a Ginny wstała. Jej twarz teraz zlewała się z kolorem włosów
-Wyjdź stąd nikt Cię tu nie zapraszał!-wrzasnęła
-Coś mi się wydaje, że Wieprzleje nie będą dyktować mi co mam robić!-uśmiechnął się paskudnie a Ruda podniosła różdżkę. Hann również wstała i złapała Ginn za rękę patrząc wciąż nienawistnie na Malfoya
-Masz stąd wyjść nie zrozumiałeś?!-tym razem krzyknęła Luna. Teraz już wszyscy stali. Blondyn popatrzyła na Lunę a z jego wzroku można było wyczytać głębokie zdziwienie. Raczej nie spodziewał się, że ta spokojna Pomyluna może tak zareagować. Znowu wyszczerzył się drwiąco. Podszedł do niej tak blisko, że praktycznie stykali się nosami. Jednak Luna wytrzymała jego spojrzenie i się nie odsunęła. Chwilę później wrócił na swoje wcześniejsze miejsce.
-Wygląda na to, że ktoś tu nie umie utrzymać nerwów na wodzy-odrzekł spokojnie-za to należy się kara-mówiąc to podniósł różdżkę i skierował ją na Lunę. Ta sięgnęła za pazuchę kurtki i ze strachem odkryła, że nie ma tam swojej różdżki. Malfoy zaczął się śmiać. Zauważyły, że w drugiej ręce obraca błękitnawą różdżkę Luny. Teraz już wszyscy stali z wyciągniętymi różdżkami. Zanim jednak Malfoy zdążył wypowiedzieć jakąś formułkę za jego plecami dało się usłyszeć głęboki, kojący głos, który dziewczyny dobrze znały.
-Coś mi się zdaje Malfoy, że dziewczyny nie życzą sobie Twojego towarzystwa.-Blondyn aż podskoczył. Z ręki wypadła mu różdżka Luny co dziewczyna wykorzystała szybko ją zabierając. Zza drzwi od przedziału wyłonił się Roger Davies. Malfoy opuścił różdżkę i popatrzył ze strachem na rosłą postać Rogera stojącą tuż przed nim. Chwilę patrzył na niego jak osłupiały a potem otrząsnął się i powiedział.
-Wyjdź stąd Davies bo mam parę spraw do załatwienia.
-Ach tak? No cóż wydaje mi się, że to raczej ty stąd wyjdziesz i to w trybie ekspresowym. No chyba, że koniecznie chcesz bym się Tobą zajął.-Crabbe i Goyle napięli muskuły jednak było to nic w porównaniu do rozbudowanych mięśni Rogera
-Powiedziałem Ci wyjdź bo mam do pogadania z Pomyluną!-krzyknął Malfoy najwyraźniej w przypływie histerycznej odwagi. Zaraz jednak tego pożałował. Roger nie ukrywał już wściekłości. Złapał Malfoya za szyję i docisnął do ściany. Jego goryle nie spełnili swojej roli i przerażeni po prostu uciekli. Nienawidził gdy inni przezywali Lunę.
-Przeproś ją!-wrzasnął
Knykcie jego palców były białe widać było, że Malfoy się dusi jednak wkurzony mężczyzna zdawał się tego nie dostrzegać. Przerażona Luna doskoczyła do chłopaka i złapała go za ramię. Jego ciałem wstrząsnął dziwny dreszcz.
-Puść go bo jak się gnida udusi to będą kłopoty-powiedziała nawet jak na nią za spokojnym tonem. Gdy Roger popatrzył na nią spuściła wzrok zasłaniając się grzywą blond włosów. Roger puścił Malfoya, który upadł na ziemię przez chwilę kaszlał a potem nagle zerwał się i uciekł.
-Dupek-wydyszał wciąż wkurzony Roger nagle się obrócił i złapał Lunę za rękę. Teraz to jej ciałem wstrząsnął ledwo dostrzegalny dreszcz-Nic Ci się nie stało?
-Nie nic dziękuję-powiedziała i pocałowała Rogera w policzek. Ten zarumienił się po same uszy i mruknął ledwo dosłyszalnie coś co miało chyba oznaczać "Nie ma za co" Luna też spuściła głowę. Roger powiedział krótkie "No to.. cześć" i poszedł w stronę swojego przedziału. Luna wróciła na swoje miejsce wciąż wpatrując się w podłogę. Zaskoczone dziewczyny usiadły. Za to Ginny przysunęła się bliżej Luny i powiedziała podekscytowanym tonem:
-Stara on się w Tobie buja!
Luna wytszeszczyła oczy bardziej niż zwykle i zaczęła przyglądać się przyjaciółkom, które utkwiły w niej wzrok.
-No co wy...-bąknęła i znowu zaczęła wpatrywać się w podłogę
-No jasne, że tak!-Hann zawtórowała Ginny, która posłała jej uśmiech
-To widać na kilometr! Nawet ja to muszę przyznać-powiedziała Miona wpatrując się w Lunę
-No co wy...-powtórzyła
-Słuchaj jeśli sama mu o tym nie powiesz to ja się tym zajmę!-powiedziała Ginny, której uruchomił się tryb swatki
-Ale o czym?-zapytała Luna
-No sorry ale nawet ślepy zauważyłby, że ty też się w nim bujasz!-zawołała uśmiechnięta Hanna
-No to ja sama się tym zajmę-powiedziała cicho Luna po czym podniosła głowę i dodała pewniejszym tonem-Ale wy jesteście po mojej stronie?
-Jasne!
-No ba!
-Pytanie!
Luna uśmiechnęła się szeroko i wróciła do czytania swojego odwróconego do góry nogami "Żonglera". "Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią" pomyślała Hann. Reszta podróży minęła w pogodnej atmosferze. Dziewczyny czasem odwiedzały chłopców ale raczej spędziły ten czas na plotkowaniu i gadaniu o różnych głupotach. Ochrzciły sówkę Hann imieniem Monkey. Gdy pociąg się zatrzymał ściągnęły swoje bagaże i udały się do powozów. Zajęły jeden i pojechały mroczną ścieżką do pięknego zarysu zamku Hogwart. We cztery wkroczyły do wielkiej sali i zajęły miejsca przy stołach swoich domów. Obok Hann usiadł Cedrik i obdarzył ją czułym pocałunkiem. Złapali się za ręce i zaczęli wpatrywać się w postument przed stołem nauczycielskim gdzie odbywała się ceremonia przydziału. Gdy przydzielony został ostatni uczeń wstał Dumbledore i wszyscy natychmiast umilkli.
-Witajcie moi drodzy! Zanim nasza wspaniała uczta zamroczy wam mózgi mam do ogłoszenia kilka ważnych spraw. Jedną z nich jest to, że w Hogwarcie w tym roku będzie odbywać się niezwykłe wydarzenie, które nie miało miejsca od ponad wieku. TURNIEJ TRÓJMAGICZNY! W którym reprezentanci trzech szkół zmagać się będą w trzech konkurencjach. Tego kto wygra turniej czeka wieczna chwała ale lepiej mi uwierzcie ten turniej nie jest dla bojaźliwych. Ale o tym potem! A teraz razem ze mną powitajcie urocze damy z Akademii Magii Beauxbatons oraz ich dyrektorkę Madame Maxime!
Drzwi Wielkiej Sali rozwarły się na oścież i do środka w pociągającym tańcu wpadło ze dwadzieścia ślicznych dziewcząt i połolbrzymka ubraną w czerwoną szatę. Hann poczuła ukłucie zazdrości gdy zauważyła jak Ced na nie patrzy dlatego mocniej ścisnęła jego rękę dając mu znak, że ma się ogarnąć. Madame Maxime podeszła do profesora Dumbledora, który ucałował jej wielką dłoń i zaprowadził na wolne miejsce przy stole nauczycielskim. Natomiast wszystkie uczennice zajęły miejsca przy stole Ravenclawu. Dumbledore podniósł rękę i wszyscy umilkli.
-Powitajmy także dumnych synów Durmstrangu oraz ich duchowego ojca Igora Karkarowa!
Drzwi znowu się otworzyły i do środka wbiegło mnóstwo mężczyzn wyczyniając przeróżne akrobatyczne sztuki. Na samym końcu wszedł wysoki mężczyzna z kozią bródką a obok niego szedł...Wiktor Krum! Dumbledore podszedł do Karkarowa uścisnął mu rękę i zaprowadził na drugie wolne miejsce przy stole. Uczniowie Durmstrangu rozsiedli się przy stole Slytherinu.
-A oto Czara Ognia!-powiedział Dumbledore, który wrócił już na środek podestu wskazywał teraz ręką na spore marmurowe naczynie z którego wnętrza wydobywały się niebieskie płomienie-Bezstronny sędzia, który wybierze po jednym kandydacie z każdej szkoły. Możecie wrzucać swoje nazwiska do czwartkowej nocy a w piątek odbędzie się losowanie. Przypominam jednak, że do turnieju może zgłosić się każdy pod warunkiem, że ukończył szesnaście lat.
Z wielu stron dało się usłyszeć niezadowolone pomruki niektórych osób jednak Dumbledore uciszył ich jednym skinięciem ręki.
-To tyle z mojego gadania. Zapraszam do jedzenia!
Klasnął w ręce i na stołach pojawiło się mnóstwo potraw. Po skończonej uczcie wszyscy zaczęli udawać się powoli do swoich dormitoriów. Hann złapała za rękę Cedrika
-Posłuchaj ja pójdę jeszcze przywitać się z Ernim a ty już idź. Zobaczymy się jutro!
Cedrik nie wyglądał jednak na zadowolonego tym faktem
-Macmillan? A po co?
-Jak to po co? To mój przyjaciel-a gdy dostrzegła podejrzliwą minę swojego chłopaka dodała-głuptasie spokojnie! Przecież kocham ciebie i tylko ciebie!
Po wypowiedzeniu ostatniego zdania pocałowała Ceda namiętnie nie zważając na jednoznaczne pomruki i gwizdy przechodzących obok osób. Dopiero po tym stwierdzeniu Cedrik przekonał się do tego pomysłu
-No dobra-powiedział-do zobaczenia jutro
-Pa pa!
Pożegnali się i poszli w dwóch różnych kierunkach. Hann wyłowiła w tłumie blond czuprynę Erniego i dopadła go gdy wchodził po schodach.
-Cześć!-zawołała-Jak minęły Ci wakacje?
-Ok...-odpowiedział ponuro wciąż na nią nie patrząc
-Hej coś się stało?
-Nie dlaczego?
-No bo tak się dziwnie zachowujesz
-Chcesz wiedzieć? To proszę bardzo!
Pociągnął Hann za rękę i pobiegł z nią przez jakiś pusty korytarz. Hanna się nie bała bo znała swojego przyjaciela. Jednak gdy ten dobiegł do końca ślepego korytarza i pchnął ją na ścianę zaczęła się obawiać.
-Ernie co ty...
-Zamknij się!-ryknął. Abi przeraziła się nie na żarty
-O co ci chodzi?-spytała grzecznie choć głos jej drżał
-O co mi chodzi?! O co mi chodzi?!-wrzasnął-Czy ty jesteś ślepa?! Nie widzisz, że Cię kocham?! Że zarywam do Ciebie od dwóch lat?! A ty się ślinisz z Diggorym na środku Wielkiej Sali!
Hann wyglądała na zszokowaną tym wyznaniem jednak zachowała trzeźwość umysłu i starała się przemknąć obok Erniego. Ten jednak nie dał się przechytrzyć i złapał ją za nadgarstki i przygwoździł do ściany. Hann zaczęła krzyczeć Ernie obawiając się, że ktoś tu przyjdzie pocałował ją zachłannie wpychając jej do ust swój język i śliniąc się przy tym okropnie. Hann próbowała się uwolnić ale nie mogła. Ernie puścił jej ręce i złapał za pośladki ściskając je brutalnie. Dziewczyna wykorzystała okazję i wyciągnęła różdżkę. Niestety Ernie cały czas ją obśliniał więc nie mogła wypowiedzieć żadnego zaklęcia. Niewerbalne klątwy szły jej bardzo słabo więc udała się do mugolskiego sposobu i po prostu dźgnęła chłopaka różdżką między żebra z całej siły. Ten zawył i odskoczył. Już miał zamiar uderzyć dziewczynę jednak ta była szybsza
-Drętwota!
Strumień czerwonego światła trafił chłopaka prosto w pierś. Odleciał i trafił w ścianę. Osunął się po niej tracąc przytomność. Abi szybko wybiegła z korytarza i popędziła do swojego dormitorium. Nie spotkała nikogo po drodze. W pokoju wspólnym siedziało tylko kilka osób. Udała się natychmiast pod prysznic. Starała się utopić to wydarzenie i jak najszybciej o nim zapomnieć. Niestety przerażone serce nadal tłukło się niemiłosiernie w piersi dziewczyny. "Jak on mógł tak postąpić?! Przecież to Ernie! Ernie mój przyjaciel! Jak on mógł?!"  Kąpiel trochę uspokoiła skołatane nerwy dziewczyny. Wróciła do dormitorium i położyła się do łóżka. Obok niej Susan Bones już spała a głupia Clara Monstone rozmawiała przez lusterko dwu kierunkowe ze swoją przyjaciółeczką Cho Chang. Hann długo nie mogła zasnąć. W końcu wstała i usiadła na parapecie okna obok Monkey. Zwierzyła jej się ze swoich problemów a sówka sprawiała wrażenie jakby rozumiała każde jej słowo. Hann uśmiechnęła się blado i wypuściła ptaka na nocne łowy zaznaczając, że potem ma wrócić do sowiarni. Zmęczona położyła się z powrotem do łóżka i trochę wmusiła w siebie sen. Jednak nie śniło jej się nic przyjemnego. Gdy tylko zamknęła oczy widziała Erniego, który oskarżał ją o całowanie się z Cedrikiem. W dziewczynie nabrzmiała złość. "Kocham Cedrika a jego to powinno gówno obchodzić!" Sama tak sobie wmawiała aż do rana. Gdy zaświtało słońce wstała pierwsza i podeszła do okna.
-Kocham Cię Cedrik-powiedziała do szyby- I żaden byle dupek tego nie zmieni
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ok no to jest piąty rozdział. Zdziwieni? ;) Zawsze nienawidziłam Erniego :P Marta Weasley! Jeszcze raz wielkie podziękowania za radę ;) Wzięłam ją sobie do serca mam nadzieję, że widać efekty :P
Pozdrowionka i do zobaczenia już wkrótce ;) Bellatrix

sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział IV

(ROZDZIAŁ ZAWIERA SCENĘ +18)

 Minęły już dwa tygodnie odkąd Cedrik poprosił Hann o chodzenie. Wszyscy bez wyjątku gratulowali im podjęcia takiej decyzji. Ginny w ramach zemsty oberwała wiadrem pełnym wody gdy wychodziła z pokoju jednak ta mała wpadka nie zraziła początkującej swatki i nadal była najbardziej zadowolona ze wszystkich. Natomiast Abi postanowiła, że nie będzie bawić się w pośredniczkę i gdy w Kwaterze zjawił się Lupin wręcz rozkazała mu powiedzieć Frankowi, że jest jego ojcem chrzestnym. Remus trochę się opierał ale kilka dni temu brat Hanny powiedział jej o swojej rozmowie z Lupinem więc Hann ulżyło. Nareszcie oboje znali prawdę. Dzisiaj był wielki dzień. Wszyscy razem szli na zawody świata w Quidditchu! Dziewczęta od wczoraj szykowały sobie stroje. Po długich bojach i naradach zdecydowały się na zielone ubrania w barwie Irlandii. Chłopaki zaś od paru dni każdą wolną chwilę spędzali w pokoju bliźniaków próbując wynaleźć narzędzia, które pomogłyby im w lepszej obserwacji zawodników. Abi rano podniosła się z łóżka czując, że dawno nie miała w sobie tyle energii. Razem z przyjaciółkami posprzątały w pokoju i zeszły na dół. Tam czekali już na nie chłopcy nakrywający do stołu. Gdy Ced zobaczył swoją dziewczynę od razu porzucił wykonywaną czynność i podszedł do niej witając ją czułym pocałunkiem.
-Ekhem...-dało się usłyszeć chrząknięcie z wnętrza salonu. Młodzi natychmiast oderwali się od siebie widząc wchodzącą do kuchni Panią Weasley. Ta jednak jedynie uśmiechnęła się do nich. Podeszła i podała Hann fiolkę z fioletowo-różowym płynem. Dziewczyna nie musiała pytać co to. Dobrze wiedziała, że dostała lek na chorobę teleportacyjną. Zjedli wszyscy razem śniadanie i wyszli na dwór by znaleźć swój świstoklik. Hann w biegu piła zawartość swojej ampułki. Po kilku chwilach natknęli się na stary, połatany but mieniący się na błękitno. Razem ustawili się wokół niego i naraz złapali. Wszystko zawirowało i wylądowali na trawie. No prawie wszyscy... Chwilę później obok Hann zgrabnie wylądował piękny feniks przekrzywiając głowę w drwiący sposób.
-Mówiłam ci już kiedyś, że cię nienawidzę?-wysyczała dziewczyna podnosząc się z ziemi. Zanim jednak zdążyła nagadać przyjaciółce wyręczyła ją jej matka.
-Ginny do cholery ile razy mam Ci powtarzać, że masz się nie przemieniać w miejscach publicznych?! Przecież ty jesteś niezarejestrowana!-twarz pani Weasley przybrała kolor purpury. Ruda chcąc uniknąć kłopotów podreptała za swoich braci i tam wróciła do swojej normalnej postaci nie wzbudzając podejrzeń przechodzących obok ludzi. Dość długi monolog pani Weasley na temat "jaka to Ginny jest nieodpowiedzialna" przerwał Bill, który przypomniał, że przydałoby się pójść już do namiotów. Molly dodała tylko, że jeszcze się z córką policzy ale posłusznie ruszyła za resztą. Hann uśmiechnęła się gdy dostrzegła jak Ginn podbiega do brata i dziękuje mu za ratunek. Po jakichś 5 minutach marszu dotarli do dwóch zarezerwowanych wcześniej namiotów. Na miejscu okazało się jednak, że nastąpiła zmiana planów i zamiast dwóch będzie jeden namiot za to dużo większy. Gdy wszyscy wbiegli do siedziby natychmiast odezwał się pan Weasley.
-Uwaga wszyscy! Zarezerwowane przez nas wcześniej namioty zostały zamienione na ten jeden większy więc oto jak będziemy spali: Hanna, Luna, Hermiona i Ginny zajmują sypialnię na prawo. Frank, Cedrik, Roger, Harry, Fred, George i Bill biorą dużo większą sypialnię na lewo. Za to mama i ja będziemy spali w sypialni na wprost. Do zawodów mamy jeszcze półtorej godziny więc idźcie się rozgościć a my was zawołamy w odpowiednim momencie.
Po tych słowach każdy zaczął zbierać swoje pakunki z podłogi i razem udali się do wyznaczonych miejsc. Dziewczęta spędziły ten czas na pogaduszkach i przebieraniu się w zaplanowane stroje. Gdy Abi kończyła wplatać zielono-białe wstążki w luźno zrobionego koka, do pokoju weszła pani Weasley i obwieściła, że zaraz ruszają. Dziewczyny zrobiły ostatnie poprawki i poszły do salonu. Chwilę później dołączyli do nich chłopcy także ubrani na zielono. Natychmiast ruszyli na stadion. Wchodzili już po schodach na swoje miejsca, gdy zaczepił ich Lucjusz Malfoy ze swoim synem Draconem.
-O kogóż to ja widzę-odezwał się z udawaną wesołością w głosie arystokrata-wygląda na to Arturze, że za mało masz własnych dzieci. Doczepiłeś sobie jeszcze innych? Rozumiem, że nie satysfakcjonuje Cię taka ilość pociech i ukradłeś jeszcze trochę. No chociaż myślę, że szlamowata pani Abbot życzyła by sobie by jej dzieci trafiły do zdrajców krwi.
Po tych słowach Cedrik i Frank zacisnęli pięści i ruszyli w stronę Malfoyów. Hann natychmiast stanęła przed Cedem i go przytrzymała podczas gdy Bill próbował powstrzymać Franka przed rzuceniem się na arystokratę. Na twarz Malfoya seniora wpełzł wyraz pogardy wymieszany z głęboką satysfakcją.
-No cóż widzę, że szlamy i zdrajcy krwi nie mają w zwyczaju panować nad swoimi emocjami. Ale my mamy miejsca zarezerwowane przez samego ministra Knota więc nie wypada się spóźnić-po wypowiedzeniu tych słów omiótł podest czarną peleryną i odszedł. Zaraz za nim podreptał Draco, na którego twarzy również malował się triumf. 
-Co za skurwiel-wydyszał Bill, który nadal miał ręce zaciśnięte na ramionach Franka chociaż ten już się nie wyrywał.
-Dlaczego mnie powstrzymałaś?-wysyczał Cedrik przez zaciśnięte zęby-Ten śmieć obraził Twoją rodzinę!
-Wiem ale o to mu chodziło!-odparła Abi- Jemu zależało na tym byście się wkurzyli to miałby pretekst by was wywalić z Hogwartu!
Po tych słowach nikt już się nie odezwał. Hann miała rację. Odkąd Malfoy awansował i jest prawą ręką ministra magii próbuje za wszelką cenę pozbyć się z Hogwartu Harrego Pottera i jego przyjaciół. W grobowej ciszy udali się na górę trybun i zajęli miejsca. Hann usiadła między Frankiem i Luną. Kiedy na stadion wlecieli zawodnicy troski wszystkich po prostu znikły. Hann z utęsknieniem wpatrywała się w wysoko śmigające miotły. Wyobraziła sobie siebie siedzącą na grzbiecie Błyskawicy. Raz w życiu Harry dał jej się przelecieć na swojej miotle. Abi zapamiętała te parę minut jako najlepszą chwilę swojego życia. Następne trzy godziny rodzina Weasley wraz z przyjaciółmi spędziła na okrzykach radości gdy kafel przelatywał przez obręcze drużyny Bułgarów. Na koniec Wiktor Krum, szukający Bułgarów złapał znicz i mecz zakończył się. Mimo wszystko wygrali Irlandczycy co zielona część trybun przyjęła głośnymi wiwatami. Pół godziny później w salonie ich rozległego namiotu panowała balanga prowadzona przez Freda i Georga, którzy byli w tym naprawdę świetni. Niestety ich radość nie trwała długo.
-Spokój!-wrzasnął pan Weasley wybiegając na środek salonu i wyłączając muzykę-Trzeba się stąd wynosić!
Złapał za rękę swoją żonę i wybiegł. Cedrik podbiegł do Hann złapał ją za rękę i razem z nią opuścił namiot. Tego co działo się na zewnątrz nie można opisać słowami. Wszędzie był ogień, dym i tabuny ludzi uciekających w popłochu. Zanim tłum nie pociągnął ich w drugą stronę Hanna zobaczyła niedużą grupę osób ubranych w czarne szaty z maskami przypominającymi ludzkie czaszki i zapalonymi pochodniami. Śmierciożercy... przemknęło jej przez głowę. Nie to niedorzeczne. Przecież Voldemort jest zbyt osłabiony by móc kierować armią swoich zwolenników...
-Hann!-Z transu wybudził ją głos Cedrika, który od pewnego czasu ciągnął swoją dziewczynę za rękę-Musimy uciekać!
Abi zareagowała natychmiast pociągnęła za ramię Hermionę i razem pobiegli za państwem Weasley. Tuż przed nimi byli Bill, Ginny i Roger. Po pół godziny biegu wszyscy skryli się w pewnej jaskini na uboczu. 
-Czy wszyscy są?-zapytała pani Weasley siadając na pobliskim kamieniu
-Harry... Gdzie jest Harry?!-spytała Ginny a z jej głosu można było wyczytać panikę
-Spokojnie zaraz go znajdziemy!-powiedział pan Weasley wstając
-Chcę iść z wami!-krzyknęła Ginny stając przed swoim ojcem
-Wykluczone!-odparł Artur głosem nie znoszącym sprzeciwu-Ze mną idzie Bill, Cedrik, Roger, Fred i George. Za mną!
I wyszli zanim Ruda zdążyła zaprotestować. Ta jednak nie miała zamiaru się poddać. Jak Hanna zobaczyła, że zamyka oczy tak jak robiła to przed transformacją podeszła do przyjaciółki i złapała ją za rękę. Ginn popatrzyła na Abi oczami pełnymi łez i wpadła w jej ramiona. Hermiona i Luna natychmiast podeszły i pomogły Hann zaprowadzić przyjaciółkę na kamienie. Pani Weasley natychmiast wyczarowała dużą ilość poduszek i sześć kubków z gorącą czekoladą. Frank podszedł i także wziął sobie kubek. Niby przypadkiem usiadł obok Hermiony. Ta gdy popatrzyła na swojego towarzysza zarumieniła się po same uszy. Dobrze, że Ginny tego nie zauważyła-pomyślała Hann-gdyby było inaczej już uruchomił by się jej symptom swatki. Minęła już godzina a chłopcy dalej nie wracali. Chociaż Ruda przestała już płakać w powietrzu można było wyczuć zmartwienie pomieszane ze zdenerwowaniem. Nawet Luna wydawała się być przestraszona tak długą nieobecnością chłopców. 
-O cholera patrzcie!-zawołał Frank, który od pewnego czasu stał przy wejściu i patrzył w gasnący obóz. Przez ten cały czas wydawał się być markotny. No tak znowu uznali go za młodszego i nie pozwolili pójść z innymi. Teraz jednak wskazywał ręką niebo z przerażoną miną. Abi podbiegła do brata i popatrzyła w miejsce przez niego wskazywane. To co zobaczyła zaparło jej dech w piersiach. Na niebie widniała czaszka z wychodzącym z wnętrza wężem.
-To Mroczny Znak!-wydusiła Hermiona, która była tak przerażona, że nie zauważyła gdy otarła się o Franka.
-Co?-spytała zdziwiona Ginny
-Symbol Sama-Wiesz-Kogo.
-Voldemort-szepnęła cicho Hanna tak, że usłyszał ją tylko brat
-Ej zobaczcie kto idzie!-zawołała Luna wskazując podnóże góry, na której mieściła się jaskinia
-Harry!
Ruda wybiegła z jaskini i wpadła w objęcia swojego chłopaka. Abi stała oparta o ścianę i patrzyła na Ceda, który wolnymi krokami zbliżał się do niej. Hanna podeszła do niego i pocałowała krótko.
-Gdzie wyście byli?
-No musieliśmy go znaleźć.
-I gdzie był?
-Mniej więcej pośrodku obozowiska leżał nieprzytomny. Wygląda na to, że oberwał od kogoś w głowę i stracił przytomność.
Hann tylko pokręciła głową z dezaprobatą i wróciła do środka.
-No nie ma co tu dłużej siedzieć. A i prawie wszystkie wasze rzeczy przetrwały i wysłałem je do Kwatery.-powiedział pan Weasley kładąc na podłodze powiększoną szpulkę od nici i rzucił na nią zaklęcie zmieniające ją w świstoklik. Abi szybko wypiła resztkę swojego eliksiru i razem z innymi stanęła wokoło szpulki.-Na trzy łapiemy 1...2...3!
Wszystko zawirowało i spadła na podłogę w przedpokoju domu na Grimmauld Place 12. Szybko wstała i pozbierała swoje rzeczy przysłane tutaj wcześniej.
-Co się stało?-zapytał Syriusz, który pojawił się w drzwiach kuchni
-Śmierciożercy. Zniszczyli obóz musieliśmy uciekać.-wyjaśnił Bill
-Psia krew! Nic Wam się nie stało?
-Nie nic Syriuszu tylko czy mógłbyś poczęstować nas piwem kremowym?-zapytała pani Weasley 
-Już się robi!
Chwilę później słychać było wrzaski pani Black. Wszyscy rozejrzeli się po sobie. Nikt nie zachowywał się na tyle głośno by obudzić matkę Syriusza. Jednak nie musieli długo się zastanawiać bo winowajca natychmiast się pojawił. Drzwi od pokoju z portretami otworzyły się i do przedpokoju wbiegła Tonks potykając się jak zwykle o stojak na parasole przypominający nogę trolla.
-Skończyłam już ogarniać obóz!-krzyczała Dora próbując przekrzyczeć wrzaski pani Black-Jako auror to była moja robota! Czy jesteście cali?!
Na szczęście Syriusz i Roger podbiegli do portretu i razem zaciągnęli zasłony. Nastała bardzo przyjemna cisza.
-Chodźmy się napić.-powiedział Syriusz wskazując ręką kuchnie
Wszyscy z chęcią przyjęli zaproszenie. Doszli do kuchni zasypywani przez Dorę miliardem pytań. Hann usiadła koło Cedrika, którego rękę odnalazła pod stołem. On uścisnął jej szczupłą dłoń i oboje poczuli przyjemne iskierki. Popatrzyli sobie głęboko w oczy i wiedzieli już czego chcą. Szybko wypili swoje kremowe piwa, poczekali aż Tonks aportuje się z powrotem do bazy aurorów, podziękowali za poczęstunek i udali się razem na górę. Dosłownie wpadli do pokoju. Cedrik zaryglował drzwi. Zaczęli się namiętnie całować. Chwilę później padli na łóżko. Ced włożył rękę pod koszulkę Hann i zaczął gładzić ją po plecach za to ona nie pozostawała dłużna. Natychmiast zabrała się za rozpinanie guzików jego koszuli. Chłopak dosłownie zerwał okrycie z siebie i pomógł zrobić to swojej partnerce. Teraz leżeli na sobie w samej bieliźnie i namiętnie się całowali. Cedrik odszukał rękami zapięcia od stanika Abi i pozbył się krępującej odzieży. Z pod ubrania wyłoniły się piersi ze sterczącymi z podniecenia sutkami, natychmiast się za nie zabrał. Zataczał wokół nich kółka językiem przysysając się do nich co chwila. Co jakiś czas również je podgryzał. Doprowadzona do szaleństwa dziewczyna jęczała z podniecenia i gładziła swoimi rękami rozbudowany tors chłopaka. Chwilę później nastąpiła zmiana Hann odsunęła od siebie partnera i sięgnęła ręką do jego krocza. Zaczęła je masować. Ściągnęli z siebie bieliznę. Hann natychmiast wzięła do ust nabrzmiałą męskość swojego partnera. Ten jęknął gdy zaczęła ssać go i masować. Cedrik w tym czasie masował dłońmi piersi swojej dziewczyny. Gdy poczuł, że zaczyna dochodzić wziął Hann na ręce i położył na łóżku. Sięgnął do szafki i wyciągnął prezerwatywę. Jednym zgrabnym ruchem naciągnął ją na swojego penisa. Popatrzył przez chwilę w oczy swojej dziewczyny. Znalazł w nich gorąco i pożądanie. Nachylił się nad nią i zaczął namiętnie całować w tym samym momencie wszedł w nią głęboko. Hann krzyknęła cicho. Poczuła niewymowną rozkosz gdy zaczął się w niej rytmicznie poruszać. Oddawali się tej przyjemności przez kolejne 10 minut. Później zmienili pozycję. Teraz to Hann była na górze i poruszała się szybko nad swoim partnerem. Oboje zaczęli jęczeć i sapać z rozkoszy i zmęczenia. Cedrik dodatkowo podgryzał falujące nad nim sutki Hann. Praktycznie razem poczuli, że szczytują. Najpierw Hann krzyczała a jej ciałem wstrząsnął przyjemny dreszcz co jeszcze bardziej pobudziło zmysły chłopaka. Razem krzyczeli i sapali. Chwilę później opadli zmęczeni na poduszki. W swoich ramionach udali się do krainy Morfeusza.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oto rozdział czwarty ;) Zachęcam gorąco do komentowania i pozdrawiam 
Bellatrix Lestrange 
PS:: Najlepszego na Święta :*